W Kopenhadze najpopularniejszym parkiem miejskim jest… cmentarz Norrebro. Czy piknik lub jogging w takim miejscu to świętokradztwo czy dobre wykorzystanie przestrzeni publicznej?
Cmentarz Norrebro – od biedoty do celebrytów
Cmentarz Norrebro został otwarty w 1760 roku zaraz za północną bramą miasta. Główną przyczyną jego powstania była epidemia dżumy dziesiątkująca mieszkańców miasta, która doprowadziła do podjęcia decyzji przez władze Kopenhagi o stworzeniu pięciu nowych cmentarzy na peryferiach duńskiej stolicy. Cmentarz Assistens był jednym z nich, a początkowo chowano tam głównie lokalną biedotę.
Status cmentarza zmienił się wraz z nastaniem XIX wieku, kiedy zaczęto tam organizować pogrzeby przedstawicieli miejscowego establishmentu. Pierwszym notablem pochowanym w Norrebro, który niejako dał impuls do tych działań, był majętny kopenhaski astronom, Johan Samuel Augustin, który w testamencie zawarł zapis by pochować go właśnie na tej nekropolii. W ślad za nim poszli inni słynni mieszkańcy duńskiej stolicy: pisarz Hans Christian Andersen, filozof Søren Kierkegaard czy odkrywca zjawiska elektromagnetyzmu Hans Christian Ørsted. Później pochowano tam również noblistę Nielsa Bohra. Ciekawostką jest, że na cmentarzu Norrebro są pochowani nie tylko Duńczycy, znajdziemy tam też groby amerykańskich imigrantów z lat 50, słynnych muzyków jazzowych tej dekady osiadłych w stolicy Danii.
Sam cmentarz nie stanowi pomnika przeszłości – dalej funkcjonuje jako miejsce wiecznego spoczynku dla mieszkańców stolicy Danii. Znajdziemy tam zarówno groby świeckie, katolickie, prawosławne, a nawet muzułmańskie. Tak, jak w dzisiejszych czasach za życia, w Kopenhadze funkcjonują obok siebie przedstawiciele wielu kultur i religii. Tradycja pikników, spacerów po cmentarzu-parku sięga już XIX wieku, nie jest to wymysł obecnych czasów, a po prostu kontynuacja skandynawskiej kultury i zwyczajów panujących w mieście. Co ciekawe, w 1813 roku zabroniono tamtejszym grabarzom sprzedawać alkoholu odwiedzającym, czyli jak widać już w tamtych czasach przebywanie w parku nie ograniczało się jedynie do spacerów czy pikników. Mimo istniejących kar, zakaz spożywania alkoholu w na terenie nekropolii był często łamany.
Typowy dzień na cmentarzu Norrebro
Trafiam na Norrebro w słoneczny, sobotni czerwcowy dzień. Zastanawiałam się, jakie będzie moje odczucie wobec tego miejsca. Czy robienie z niego miejsca pikników to już profanacja? Czy w drugą stronę – akceptacja kruchości życia i nieuchronnej śmierci oraz niespychanie jej na margines życia, które obecnie otoczone jest kultem młodości, tworzą pozytywny obraz ludzkiej ingerencji w tą nekropolię? Ja przychylam się do tej drugiej wersji. Od samego wejścia na Norrebro ogarnia mnie wrażenie, że wszystko jest tu na swoim miejscu. Między rosłymi drzewami i bujnymi krzewami obserwuję porozrzucane nie raz w dużej odległości od siebie nagrobki. Widzę nagrobki tradycyjne, czyli duże, smukłe prostopadłościany z kamienia, głazy z wyrytymi sentencjami, prawosławne krzyże, małe płyty położone na ziemi i otoczone pamiątkami po zmarłym, a nawet pomnik w kształcie słonia. Różnorodność nagrobków symbolicznie ukazuje też różnorodność mieszkańców Kopenhagi, którzy koniec końców i tak spotykają się w jednym miejscu.
Wśród gości odwiedzających nekropolię są przede wszystkim rodziny z dziećmi w wózkach, młodzi Duńczycy niespiesznie spożywający lunch z kartonowych pudełek, opalające się kobiety czy pochłaniacze książek zaszyci w cieniu pomiędzy drzewami lub podpierający mury okalające nekropolię. Dołączam się do nich i ja. Wyciągam książkę o portugalskiej emigracji, którą akurat miałam przy sobie, rozkładam się na trawie i rozpoczynam lekturę. Profanacja? Nie, zupełnie tego nie czuję. Czuję za to wszechogarniający mnie spokój oraz dziwną do opisania więź z tymi, którzy spoczęli w tym miejscu na zawsze. Obiecuję sobie, że po powrocie dowiem się o nich więcej.
Mieszkańcy cmentarza Norrebro
Jak sobie obiecałam, tak zrobiłam – wyszukuję historii osób, które spoczywają na cmentarzu Norrebro. Pierwsza z nich to Natasja Saad, jedna z popularniejszych piosenkarek o duńsko-sudańskich korzeniach, która mając niecałe 30 lat zginęła w katastrofie helikoptera na Jamajce. Jej śmierć wstrząsnęła Duńczykami, a do tej pory jej grób jest cały czas pełen kwiatów i świec. – Jej grób jest dla nas tym, czym grób Jima Morissona na Paryskim Perre Lachaise – komentuje wysoka blondynka, którą spotkałam przy nagrobku piosenkarki.
Malarka Anna Petersen była nie tylko znaną artystką, ale przede wszystkim walczyła o równouprawnienie kobiet w artystycznym świecie Danii końca XIX wieku, zdominowanym przez mężczyzn. Petersen jako jedna z niewielu kobiet w tamtych czasach posiadała na tyle dużo determinacji, by kształcić się w technikach malarskich, chociaż wiele drzwi stało przed nią zamkniętych. Mimo kilku sukcesów za granicą – a wystawiała swoje prace chociażby podczas EXPO w Paryżu w 1889 roku – jej prace zostały w pełni docenione dopiero pod koniec XX wieku. Mimo tego była inspiracją i dawała siłę kobietom swojej epoki, aby miały siłę podążać za swoimi marzeniami.
Rasmus Rask był najwybitniejszym duńskim językoznawcą swoich czasów. Znany był ze swojego uwielbienia do języków obcych już od najmłodszych lat. Na studiach rozwijał swoją pasję w kierunku znajomości języka staronordyjskiego i islandzkiego. Mając 22 lata napisał swoją pierwszą książkę poświęconą tajnikom islandzkiej gramatyki, która poziomem i wiedzą wykraczała poza wszelkie materiały dostępne w tamtejszych czasach. Jego pasja do języków doprowadziła do podróży do Rosji, na tereny współczesnego Iranu oraz do Indii celem studiowania tamtejszych języków. W wieku 35 lat mówił w dwudziestu pięciu językach (w tym w języku polskim), a mówi się, że uczył się ich dwa razy tyle. Ze względu na jego pasję oraz dorobek naukowy jego nagrobek uwieczniają inskrypcje po arabsku, staronordyjsku i w sanskrycie.
Po spędzeniu czasu na tej nekropolii zadaję sobie wiele pytań. Czy robienie parku na cmentarzu jest etyczne? Czy beztroskie piknikowanie między grobami to normalne zjawisko? Czy taki sposób mieszania się sacrum z profanum powinien w ogóle mieć miejsce? Czy może to jednak lepiej, że w tym miejscu w Kopenhadze śmierć nie jest spychana na margines? Nie mi o tym wszystkim decydować. Myślę, że moją obecnością w tym miejscu przygotowywałam się na to, co nastąpi w moim życiu.
Co sądzicie o idei cmentarza Norrebro? Wybralibyście się tam na piknik lub poczytać książkę? Jeśli lubicie nekropolie, to polecam Wam też cmentarz tatarski w Kruszynianach na Podlasiu.
19 komentarzy
ja bardzo lubię spacerować po cmentarzach, jakoś mnie to uspokaja. Np. w moim rodzinnym miasteczku z cmentarza jest piękny widok na całą okolicę. Jendym słowem – uważam, że to dobry pomysł
Nie słyszałem o tym miejscu, ale podoba mi się podejście do tematu. Wydaje mi się, że to głównie starsze pokolenie jest troszkę „przewrażliwione” jeżeli chodzi o cmentarze. W naszej kulturze i religii główną oznaką okazania szacunku zmarłym jest cisza i spokój i zaduma. Troszkę kłóci mi się to z tym, że w wierze chrześcijańskiej śmierć to przejście do lepszego świata, a wszyscy po śmierci bliskich płaczą. Zatem jak najbardziej jestem za m.in. takim wykorzystaniu tej przestrzeni publicznej – oczywiście z nadrzędną zasadą okazywania poszanowania.
Bardzo interesująca rzecz, byłam zaskoczona czytając artykuł, jednak przychylam się do Twojej myśli, że niekoniecznie jest to profanacja, ale akceptacja kruchości życia.
Przyznam szczerze, po tytule zapowiadało się upiornie, ale patrząc na to jak te cmentarze wyglądają – jak parki, nie dziwne wiec , że Duńczycy chcą tam spędzać czas. Poza tym fajna idea, zmarli nie są sami jakby obcujemy razem z nimi.
Bardziej wygląda jak park aniżeli cmentarz! Zadbane, zielone miejsce, więc w sumie nie ma się co dziwić. Mimo to, chociaż jestem liberałem, chyba nie wybrałbym cmentarza na wypoczynek 🙂
Fajna historia!
Wow, cos zupelnie innego. Gdyby nie nagrobki to moglabym powiedziec, ze to park – tym bardziej jakbym zobaczyla tam tyle ludzi wypoczywajacych i czytajacych ksiazki!
Pozdrawiam, Ania 🙂
http://pandaoverseas.com/
Chciałabym dzień w dzień czytać coś tak dobrego.
Bardzo przyjemnie się to czyta 🙂
Dawno, dawno temu cmentarz we Lwowie również był popularnym miejscem spacerów, spotkań towarzyskich itp.
O proszę, dzięki za info!
Bardzo fajny wpis, jakiś czas temu byłam w Hamburgu i postanowiłam zwiedzić tą wielką zieloną plamę na mapie która okazała się być Cmentarzem Ohlsdorf. Jest to największy niewojskowy cmentarz na świecie. Powiem szczerze, że było to miejsce które bardzo mnie zachwyciło i do którego w każdej chwili bym wróciła. Cmentarz wyglądał jak olbrzymi park ze starymi drzewami, zaułkami, milionami płyt nagrobnych ale też dużą przestrzenią, gdzie naprawdę można było się zgubić. Po cmentarzu kursuje linia autobusowa i spaceruje wielu ludzi. Nie wiem czy można robić pikniki ale i tak to moim zdaniem jest to miejsce godne zobaczenia.
Trochę creepy jednak
Na każdym cmentarzu wydawałoby mi się to creepy, ale jakoś tam w Norrebro wszystko składa się dla mnie w jedną całość 🙂
W Meksyku w Święto Zmarłych na cmentarzu spotykają się całe rodziny, znajomi, wszyscy piją piwko, colę, śpiewają i rozmawiają 😀
Podobnie wygląda to na cmentarzu w Szczecinie. Wiele osób traktuje go jak park gdzie można spacerować, moczyć nogi w fontannie, opalać się czy biegać (zresztą cmentarz celowo był stworzony w taki sposób, żeby mógł pełnić również funkcję rekreacyjną). Mi osobiście bardzo podoba się takie podejście.
Kopenhaga wydaje mi się być w sumie dość wyluzowanym miastem, nie dziwi mnie wcale traktowanie cmentarza jako zwykłego parku. Tym bardziej, że tam naprawdę sporo ludzi korzysta z zielonych terenów i przebywa na świeżym powietrzu. Wydaje mi się, że u nas ludzie wolą siedzieć w domu w większości, niestety.
Fantastyczny pomysł na wpis. Kopenhaga <3
W Polsce cmentarz jest miejscem zadumy, a nie pikniku; choć w Niemczech np. w Getyndze jest stary cmentarz miejski zamieniony na park; znajduje się na nim kilkadziesiąt z rzadka zachowanych nagrobków (jedynie przez szacunek dla pochowanych tam kiedyś osób nie wprowadza się psów i nie jeździ rowerem). Uważam, że cmentarz może służyć też do spacerów (np . Cmentarz Wojskowy na Powązkach w Warszawie), czy do podziwiania sztuki sepulkralnej; jednakże piknikowanie raczej nie. Zupełnie inaczej ma się rzecz ze zlikwidowanymi przez władze PRL cmentarzami poniemieckimi zamienionymi najczęściej w parki – tam można normalnie żyć, ale też bez wprowadzania psów.
Coś nieprawdopodobnego w naszej kulturze.