Przed wyjazdem do Gruzji wszyscy mówili: jedź do Swanetii! Potem dodawali: jak już będziesz w Swanetii, koniecznie odwiedź Uszguli, to najpiękniejsze miejsce w całej Gruzji! Pojechałam, zobaczyłam i… się nie zachwyciłam. Czy warto jechać do Uszguli? Przeczytajcie moją subiektywną opinię.
Jak dojechać do Uszguli?
To pytanie zadaje sobie każdy, kto najpierw dojedzie do Mestii. Podobnie było w moim przypadku – w końcu być w Swanetii i nie pojechać do Uszguli to grzech! Już pierwszego dnia szukam transportu do tej oddalonej o 42 kilometry wioski. – Trasę do Uszguli pokonujemy w około 3 godziny – oznajmia mi młody Gruzin, ubrany w new balance’y i oldschoolową bluzę z kapturem. Przedstawia się jako George. – Mam jeszcze wolne miejsca na jutro w moim samochodzie, zabieram 8 osób, będą też inni Polacy. Wyjeżdżamy z rana o 9, a wracamy około 21. To jak, skusicie się? – pyta ukazując swój zawadiacki uśmiech. Po dobiciu targu co do ceny (40 lari w dwie strony), decyduję się przyjąć jego ofertę.
Następnego dnia czeka na nas japońskie Mitsubishi Delica, chyba najbardziej popularne auto w Swanetii, sprowadzane masowo z Japonii, a więc z kierownicą z drugiej, lewej strony. Za kierownicą czeka bezzębny Gruzin nie mówiący anu słowa po angielsku i ledwo dukający po rosyjsku. George zapewnia nas, że pojedzie innym autem i spotkamy się na miejscu w Uszguli. Koniec końców już go tego dnia nie zobaczymy.
Początkowy etap drogi jest pokryty asfaltem, ale szybko zmienia się najpierw w szutrówkę, a później w błotną breję. Raz na jakiś czas przejeżdżamy przez potoki, które przecinają drogę. Trasa, mimo, że wiedzie serpentynami wśród zielonych gór, to nie jest aż tak widowiskowa, jak ta, która prowadzi między Zugdidi a Mestią. Po niecałych trzech godzinach jesteśmy na miejscu.
Uszguli – najwyżej położona osada w Gruzji
Uszguli to według popularnych opinii najwyżej położona wioska w Gruzji oraz Europie. Obejmuje cztery osady (Murkmeli, Chazhashi, Chvibiani, Zhibiani) położone na wysokości między 2100 a 2200 m n.p.m. z górującymi nad domami wieżami charakterystycznymi dla Swanetii. Na horyzoncie ciągnie się najwyższe pasmo Kaukazu ze Szkarą na czele, będącą drugim najwyższym szczytem tego łańcucha górskiego. Niestety podczas mojej wizyty Szkara tonie w chmurach.
Wychodzę z naszego Mitsubishi. Uszguli jest spowite mgłą, zaczyna siąpić deszcz. Rozglądam się wokół siebie, dla pewności robię to jeszcze raz i… zachwytu nie ma. Owszem, jest uroczo, ale w tym momencie stojąc i patrząc na panoramę Uszguli nie rozumiem peanów wychwalających tą wioskę, które słyszałam od wielu osób.
Nad miastem rozciąga się mgła, chmury zawieszone są nisko na nieboskłonie. Od razu widać, że padało tam od dobrych kilku dni (lub tygodni), bo drogi w mieście przypominają lawiny błotne. Pierwotne piękno Uszguli, czyli swaneckie wieże z kamienia, w których potrafiły kryć się całe rodziny w obawie przed krwawą zemstą innych rodów, otoczone są domami pokrytymi blachą falistą. Coś mi tu nie pasuje, coś mi tu zgrzyta. Skoro Uszguli znajduje się na liście światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO, to dlaczego widzę tyle blachy, plastiku, a samo miejsce nie wygląda na takie, by ktoś faktycznie o nie dbał?
Trasa z Uszguli do lodowca Szchara
Mimo wszystko postanawiam nie uprzedzać się od razu do miejsca i idę dalej. Niestety, kolejna uliczka Uszguli ukazuje podobny kontrast. Deszcz dalej nie przestaje padać. W planach początkowo miałam podejście z Uszguli pod lodowiec Szchara wzdłuż najważniejszej rzeki Górnej Swanetii – Inguri, lecz przez pogodę rezygnuję.
Postanawiam jedynie zrobić sobie spacer wzdłuż rzeki po trasie prowadzącej do Szchary. Mimo, że mamy połowę czerwca, to okolica jeszcze nie do końca zdołała się zazielenić w pełni, a ścieżkę przecinają rwiste potoki, niektóre na tyle szerokie, że nie daję rady przez nie przejść. Mocno podmokła ścieżka i z każdą chwilą mocniej zacinający deszcz coraz bardziej dają się we znaki. Na domiar złego potężny masyw pięknej Szchary jest cały czas za chmurami. Jego mały fragment pokaże się tylko na chwilę, gdy przez 10 minut tego dnia będę mogła spacerować w słońcu.
Czy warto jechać do Uszguli?
Być może miałam za duże oczekiwania co do tego miejsca, ale każdy, kto tam wcześniej był, przedstawiał go jako raj. Wyobrażam sobie, że w innych warunkach pogodowych to miejsce może zachwycić, lecz mi się jedynie średnio spodobało. Czy gdybym trafiła do Uszguli przy pięknej pogodzie oraz idealnej widoczności na okalające go zbacza Kaukazu, to czy miałabym inne zdanie na temat tego miejsca? Być może tak. Mimo wszystko mam wrażenie, że to miasteczko na końcu świata jest nieco przereklamowane, a sama stolica Swanetii – Mestia – jest dużo ładniejsza.
Odpowiadając na pytanie: czy warto tam jechać? Tak, ale jeśli jesteś w sezonie, kiedy sprzyjają Ci warunki pogodowe. Ja nie dość, że nie mieliśmy szans zobaczyć Szkary ani zrobić sobie porządnego trekkingu przez deszcz, to jeszcze za bardzo nie miałam nawet gdzie usiąść, by się zwyczajnie ogrzać i móc trochę wysuszyć przemoczone ubrania.
Byliście w Uszguli? Jeśli tak, to jakie były wasze wrażenia po odwiedzinach tego miejsca? A może odwiedziliście ostatnio miasto lub region, które Was rozczarowało? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach!
Wybieracie się może do Gruzji? Jeśli tak, to koniecznie zajrzyjcie do mojego posta z informacjami praktycznymi, niezbędnymi do organizacji wyjazdu na Kaukaz.
40 komentarzy
Ładne zdjęcia! Ja nie przywiozłam z Uszguli nic ciekawego… Moje serce zdecydowanie skradło Szatili. 😉
Do Chewuretii muszę jeszcze pojechać, bo tyle osób mi ją zachwalało!
Tak już bywa, że nie zawsze podzielamy opinie innych. Gdy stanąłem na Czatyrdahu też zastanawiałem się o co temu Mickiewiczowi chodziło (górka jak górka). W tym roku w Lizbonie jakoś też ominął mnie ten legendarny „klimat” a trafiłem na wszędobylskie tłumy, komercję i pospolitą przestępczość na absurdalnym poziomie.
Pozdrawiam 🙂
Ps. Zdjęcia jednak robią wrażenie 😉
To nie jest tak, że mi się tam nie podobało, ale nie było jakiegoś zachwytu. No widzisz, a ja jestem Lizbony ogromną fanką, no ale byłam tam już kilkadziesiąt razy począwszy od 2004 roku.. faktycznie od 2-3 lat zalewają ją tłumy i się zmienia, ale dalej jest tam wiele niezadeptanych miejsc 🙂
No nie, ale tak o najpiękniejszym miejscu w Gruzji?
No ja jestem z tych zachwyconych. Ale zdziwiłaś mnie, że nadal się jedzie 3 godziny. Bo słyszałam, że asfalt już jest położony do końca, a tu jednak nie.
Nie, asfalt jest tylko przez pierwsze mniej więcej 30% trasy. Miałaś szczęście, że trafiłaś na fajną pogodę 🙂
staram się powściągać emocje 😉 ale do uszguli i tak pojadę! jeszcze 3 tygodnie.
No tak… faktycznie ja tez myślałam o tych miejscach, ze muszą być niesamowite, przepiękne… a z tego co tu widzę, troszkę tam więcej bałaganu, zaprzątającego naturalnie piękną przyrodę. z drugiej strony, no własnie.. dla niektórych zwyczajnych niepodróżujących wiecznie, to może być przepiękne, no ale my, podróżujący więcej, już swoje wymagania być może mamy 🙂
Myślę, że to zależy od osoby. Mi miejsca z bałaganem, chaotyczne zazwyczaj się podobają, mają swój urok. A Uszguli według mnie uroku nie ma, przynajmniej w deszczu ;:
Gruzja ostatnio jest na naszej liście „do odwiedzenia”. Lodowiec wygląda średnio, ale cała reszta jak dla mnie prezentuje się ładnie.
Na zdjęciach to nie lodowiec, tylko droga do lodowca. Sam lodowiec podobno całkiem zacny 😉
Hmmm…na zdjęciach wygląda ładnie, ale skojarzyło mi się z w miarę typową wioską górską (a nie jakąś super atrakcją) …a pogoda ze Szkocją. Mimo nieziemskich widoków (tamże), pogoda w sierpniu mnie dobiła! 😉 Natomiast bardzo żałowałam podczas ostatniego pobytu na północy Tajlandii, że akurat trwał okres podpalania ostatków z pól. Góry w tych okolicznościach są totalnie niewidoczone :/
No niestety często tak jest, że pogoda wpływa na nasze postrzeganie danego miesjca, tak było w przypadku moim i Uszguli…
Będąc w Gruzji w Swanetii nie byłam, ale muszę przyznać, że na Twoich zdjęciach Uszguli nie wygląda tak źle 🙂 Ale coś w tym jest, że jak ktoś nam dane miejsce zachwala to oczekiwania szybują pod sufit a potem łatwo się rozczarować. Choć faktycznie blacha falista i lista UNESCO jakoś też nie idą dla mnie w parze 🙂
No właśnie wszyscy jak jeden mąż zachwycali się Uszguli, więc gdzieś na pewno oczekiwałam magicznego miejsca. Myślę, że głównie to kwestia pogody spowodowała, że mi się tam nie podobało. No i klimat, a właściwie jego brak 😉
Właściwie to ja jestem zdania że warto jechać wszędzie i na temat każdego miejsca wyrobić sobie własną opinię. Zresztą im bardziej od czapy tym lepiej dla mnie, na zdjęciach wygląda zacnie, ale może faktycznie u Ciebie pojawił się syndrom Paryski, miało być cudownie a było jednak całkiem normalnie. 😉
Nie mam raczej syndromu paryskiego, lubię pierdzielniki, a bałagan jest dla mnie uroczy. A Uszguli jak dla mnie po prostu nie miało uroku.
Kierownica z drugiej, czyli z prawej strony …. Uszguli skradło nasze serce, nocowaliśmy tam w namiocie przez trzy dni z widokiem na Skharę o poranku 😉
Ja niestety Szkary nie miałam okazji zobaczyć, a jak byłam to było zdecydowanie za zimno na nocleg pod namiotem. Chyba po prostu miałam pecha 😉
Witam 🙂 w tym roku byłam w Uszguli, ale dotarłam tam – rowerem z sakwami 🙂 dlatego też drogę do tej wioski odbieram zupełnie inaczej a samo Uszguli było dla mnie upragnionym odpoczynkiem przed przełęczą Zagaro 😛 Byliśmy w sierpniu, więc piękna, upalna pogoda nam nie odpuszczała przez drogę i dopiero u celu było trochę chłodniej. Nie powiem, byłam lekko rozczarowana, może bardziej zasmucona tym co zobaczyłam, tyle że to nie było rozczarowanie Uszguli, ale jego właśnie jego stanem :/ Wiosce nie można odbierać uroku – pięknie się prezentowała w tle zachodzącego słońca, widok na ośnieżone szczyty, no i te krowy wracające same na noc do swoich zagród 🙂 Spaliśmy w hostelu, w którym zamieszkuje lokalny artysta a przemiła gospodyni nas nakarmiła swanecką kolacją. Chętnie tam powrócę, tym razem na trekking 🙂
byłam w Uszguli w lipcu 2016 – widok ośnieżonych szczytów i mega soczystej zieleni porażał swoim pięknem. Tego widoku nie można zapomnieć ani porównać z niczym innym.
Poraża też sama osada – niestety bieda , niechlujstwo i bydło.. Nie myslałam,że w XXI w można jeszcze tak żyć. Ale z drugiej strony, czy nie po to jeździmy do Gruzji ,zeby zobaczyć i poczuć świat jakże odmienny od naszego ?
Z pewnością wrócę…
Jestem z tych, których Uszguli może nie urzekło, ale na pewno nie żałuję, że tam dotarłem. Asfaltu jeszcze nie ma, są za to po drodze spychacze, a więc może za jakiś czas będzie. Chyba tu jeszcze wrócę. A co do dbania o to miejsce przez mieszkańców, to warto jednak chyba pamiętać, że oni są, nie licząc wyjątków, nadal biedni, ale już się podnoszą. 70 lat sowietów zrobiło swoje, my tego nie znamy. Właśnie siedzę w Mestii, bo leje i stukam w klawiaturę. Pozdrawiam.
Ja też nie żałuję, że tam dotarłam, bo wolę się nawet rozczarować, ale zobaczyć coś na własne oczy, a nie milion razy o czymś słyszeć i oglądać cudze zdjęcia 😉 oczywiście dobrze rozumiem stan finansowy mieszkańców, ale mimo wszystko, po prostu inaczej sobie wyobrażałam tą małą mieścinę . Za to Mestia mi się podobała 🙂 pozdrawiam!
tylko Polak może tak psioczyć na takie piękno. i to jest przykre. w sumie o gustach się nie dyskutuje ale widok Szary z Uszguli jest wart każdych pieniędzy jakie wydałam na ten wyjazd i przykre gdy ktoś nie potrafi docenić piękna.
No cóż, ja przez pogodę na miejscu nie miałam nawet szansy zobaczyć Szkary. Ja nie mówię, że mi się nie podobało, było ładnie, ale bez szału.
W jakim miesiącu byłaś? 🙂
W czerwcu 🙂
Tak z ciekawości czytam sobie różne wpisy o Gruzji – z teraz i kiedyś. Zachwyty z kiedyś powoli odchodzą w niepamięć, ustępując miejsca smutnej teraźniejszości, gdzie ludzie zadają sobie pytanie – gdzie ta wychwalana gruzińska gościnność i niesamowity klimat?!! Wróciłam po prawie dwutygodniowej podróży ze znajomymi którzy byli już kilka razy w Gruzji. Na celownik obraliśmy sobie Swanetię z dzikim Ushguli, wioską na krańcu świata. Jak to pięknie brzmi! Gorzej w praktyce. Urządziliśmy sobie trekking z Mestii do Ushguli, miejsca które brzmi jak #1 dla chillu ze świnkami i wieżyczkami. Każdego dnia spaliśmy na dziko i mijaliśmy coraz to bardziej oddalone wioseczki… Tsvirmi, Adishi, Khalde, Iprali… co ciekawe z każdą kolejną wioską ceny w lokalnym „supermarkecie” (stodole) czy domu rosły w górę. Do tego stopnia, że za litr domowego winka chciano 25 GEL. Nie wspominając o cenach za chleb, pomidorka czy ogórka, które były kilkukrotnie większe niż w Mestii… no ale bogaty turysta (i głodny) przecież zapłaci. Negocjacje nie wchodziły w grę – bierzcie albo tam są drzwi. Porady by nie mówić po angielsku można włożyć na półkę pomiędzy książkę „O psie który jeździł koleją” i „Na jagody”, bo dzieci perfekcyjnie potrafią powiedzieć ‚łan minyt. dys ys maj teritory’, innymi słowy – 10 GEL za namiot pażalsta. Podzielisz się czaczą, chlebem i serem (wszystko słono przepłacone, ser nie tylko przepłacony) z gruzinem, który przychodzi pod twój namiot o 22? Czemu nie, dla każdego starczy. Na odchodne, gruzin obiecuje nam pomoc (nie prosiliśmy) kolejnego dnia w przekroczeniu rwącej rzeki. Zapomina tylko wspomnieć, że za dwukrotność normalnej ceny. I to on sam blokuje negocjacje ceny z innymi gruzińskimi-pomagierami. Ushguli… miejsce europejskich cen (dwóch cenników również), bezcennych dań za które później jednak płaci się słono, wszędzie obecnego lecz ulotnego wifi, kosiarek o 8 rano i podejście do turysty jak do chodzącego portfela. Chyba jeszcze w żadnym miejscu nie czułam się tak źle jak tam, a podróżuję sporo. Miał być koniec świata i chill, a jest – płaćcie bo nie macie wyboru. Na koniec naszego pobytu w guesthousie (taka tam odskocznia po namiocie), zostaliśmy posądzeni o wystawienie niekorzystnej opinii na booking wystawionej przez innych polaków (co było niemożliwe, bo hotel poinformował booking, że się nie zjawiliśmy). A podsumowano nas tak wskazując każdego z osobna paluszkiem: ‚Problem, Problem, Problem, problem – my niet problem’. Także w Gruzja got talent odpadliśmy. Gruzja to chyba jedyny kraj do którego nie mamy zamiaru wrócić, nasi znajomi byli zszokowani jak bardzo klimat się zmienił. Też już nie wrócą. Dla mnie Ushguli to takie Prattchetowskie Ankh-Morpork – bardzo chciałam, żeby ktoś mnie zabrał jak najdalej stąd…
Ale! Były też i pozytywy – adżapsandali, chaczapuri adżarskie, chinkali no i przede wszystkim ludzie! Ale nie lokalsi, tylko inni backpackerzy. Doceniam także właściciela Toma’s Wine Keller w Kutaisi (młody chłopak, który pędzi winko i bimber podążając za recepturą dziada-pradziada), który sam stwierdził, że serwis w Gruzji jest straszny i stara się stworzyć miejsce, o którym czytałam na blogach – tych z kiedyś: domowym winem i jedzeniem (gotowanym przez jego mamę),uśmiechniętym gospodarzem wznoszącym toasty w tradycyjny gruziński sposób, gdzie w końcu można się wyluzować.
Żeby nie było, spotkaliśmy też innych życzliwych ludzi, którzy zabrali nas na stopa, ale nie jest to nic niespotykanego. W Bieszczadach to przecież codzienność.
Obecnie jesteśmy w Gruzji i czuję się tak samo, jak worek z pięniędzmi. Jeśli cena na marszrutkę z Kazbegi kosztuje 10 lari oficjalnie, to po wsiadaniu -15 lari. A jak nie pasuje, to „czekaj na słońcu na następną”. Potem poprosiłam, żeby się zatrzymał przy ladnej cerkwi po drodze na 3 minuty, żeby turyści porobili sobie zdjęcia, to powiedział, ze jak wszystcy dopłacą, to zatrzyma się. Wtedy nie wytrzymałam i pojechałam dupka na maksa, bo znam rosyjski. Po czym się zatrzymał, ale niechętnie. Wszyscy kierowcy palą w trakcie jazdy mimo zakazu. Od tego smrodu tanich papierosów mdli strasznie. Zwrócenie uwagi nic nie daje. Podsumowując, Gruzja jest pięknym krajem, ale serwis okropny. Tak bardzo promowanej gościnności jeszcze nie spotkałam niestety. Jedynie psy bezdomne są kochane, nigdy turystę nie ugryzą ❤
Całe szczęście, że na trasie nie ma asfaltu. Kaukaz największy urok ma w swojej dzikości i zalewanie go asfaltem to kiepski pomysł. My do Uszguli dotarliśmy po 5 dniach trekkingu przez góry i spaniu pod namiotem. Ludzie tu są biedni i nie ich wina, że próbują naprawiać swoje domy czym się da i pewnie nie dbaja o wrażenia estetyczne. Żeby zobaczyć idealne miejsce trzeba odwiedzić chyba jakiś przygotowany skansen. A droga do Szchary jak wiele dróg tutaj. Wystarczy ściągnąć buty, podwinąć nogawki i górski strumyk nie powinien stanowić wyzwania. Nie można oczekiwać wygód, dobrych dróg i hoteli od takich miejsc. Można zawsze pojechać w szwajcarskie Alpy a nie do jakieja zapadłej dziury. Pozdrawiam.
Właśnie wróciłem z Uszguli (lipiec 2018)
I jak dla mnie (będzie subiektywnie ale chyba o to chodzi) podobało mi się tam dużo bardziej niż w Mestii. Mestia to takie troche Zakopane, no może Wisła albo Ustroń ale 30 lat temu. Uszguli za to mimo że rzeczywiście troche blachy i platiku zamiast kamienia sprzed 1000 lat, ma swój urok.
Z drugiej strony nie ma sie co dziwić – to normalna żyjaca wioska a nie skansen. Ci ludzie tam radza sobie jak moga i na co ich stać.
Nie ukrywam też że gdybym pojechał tam na jeden dzień bez noclegu i pogoda byłaby taka jak w opisie Autorki to mogłoby być różnie.
Ale że pogoda dopisała (chociaż też trochę padało) i spędziłem tam 2 noce to było to najfajniejsze doświadczenia w Swanetii.
Polecam, ale tak jak napisałem powyżej – to bardzo subiektywne polecenie 🙂
Jadąc do Gruzji Trzeba być przygotowanym że nie jedziemy do kraju tak rozwiniętego turystycznie jak Hiszpania,Włochy Francja czy Chorwacja. Trzeba na Gruzję brać poprawkę. Ale za to wynagrodzi nam to przepięknymi krajobrazami, gościnnością, serdecznością.
Myślę że decydujące u autorki było to ze nie trafiła na ładną pogodę. no bo po zdjęciach widać ze tam jest pięknie
No ja jutro ujrzę to cudo znaczy się Ushguli. Teraz nie jestem tak bardzo przekonany czy warto tam jechać bo jestem w Gruzji dwa dni i nic mi się tu nie podoba. Mam nadzieję że to się zmieni!
Porównuje te zdjecia do swoich i faktycznie rozumiem rozczarowanie przy tej pogodzie… przy idealnej pogodzie jest to raj. Widok w tle na góry oraz kolory dodają uroku. Tez byłabym rozczarowana jadąc 3 godziny i zastając smutna wioskę we mgle
W takim miejscu jak Ushguli bardzo dużo zależy od ładnej pogody… Jego uroda polega na tym, że jest kompletnie inne niż miejsca odwiedzane zwykle na wyjazdach. Czas w tym miejscu zatrzymał się 100 lat temu…I to jest piękne….
Gdybym najpierw przeczytała ten opis o Uszgili to raczej bym później nie chciała tam jechać.Byłam w Uszgili i nie wyobrażam sobie jak mogłabym.napisać,że mi się średnio podobało.Wioska jest niezwykła sama w sobie a widoki powalają.Dużo podróżuję i jeżeli gdzieś nie mam dobrej widoczności i wszystko tonie w chmurach to mówię sobie,że ja tu jeszcze wrócę.Jeśli chodzi o wioskę to fakt nie widać tam bogactwa.Tu blacha tam plastik,ale wolę tą blachę i plastik niż odnowiony pod linijkę,sztuczny obrazek dla turystów.Ta blacha i plastik świadczy tylko o tym że oni tam naprawdę mieszkają,żyją a nie siedzą w odnowionym bez charakteru domu i czekają na turystów.Ludzie żyjący tam są szczęśliwi i dumni ze swojego pochodzenia i izolacji.Mam nadzieję,że nigdy nie zobaczę Uszgili z plastikowymi oknami.
Byłem w Gruzji 4 razy .
Był to między innymi trekking a innym razem rower z sakwami + namiot . Obwodnice Swanecką zaliczyłem na rowerze , co dziennie pogoda była dobra jechało się naprawdę bajkowo. Do Ushguli dojeżdżamy tak jakby od tył, nie jak wszyscy od strony Mestii. Trafiłem na fajną pogodę w Ushguli i mnie oczarowała :). Pod Share zrobiłem trening biegowy, góra robi wrażenie. Ogólnie byłem tam 3 razy, i planuję kiedyś zrobić tam jeszcze obóz biegowy, bo na tej wysokości dobrze się trenuje. Polecam pobyt w Ushguli przynamniej 3 dni, bo wtedy mamy czas by ją i jej okolice dokładnie zwiedzić. Do Ushguli zaliczyłem też dobry trekking start był w Mazeri , to trochę przed Mestją. Po drodze jest piękna wioska Adiszi i warto tam się zatrzymać z dwa dni.
Wróciliśmy do Gruzji w tym roku po 8 latach. Daliśmy się namówić znajomym, ale ja jechałam tam niechętnie, bo naczytałam i nasłuchałam się właśnie takich negatywnych komentarzy. Bałam się tego powrotu. Nie chciałam, żeby nasze fantastyczne wspomnienia z 2011 roku zatarły się z nowymi niefajnymi doświadczeniami.
W sierpniu 2019 roku spędziliśmy w Gruzji 2 fantastyczne tygodnie. Wynajęliśmy auto 4×4. Podróżowaliśmy i po tych turystycznych miejscach, których wcześniej nie udało nam się zwiedzić jak i tych mniej popularnych. Mestia i Ushguli również nas nieco rozczarowały, ale….za to droga z Ushguli w stronę Lentekhi jeżli pogoda dopisze – to bajka. Jest to najpiękniejsza drogą jaką jechaliśmy. Nawet droga do Omalo może się przy tym schować, chociaż też widoki po drodze są niesamowite. Dolina Truso również piękna a nawet pod Kazbegiem jest ok, chociaż ten asfalt to totalna porażka. Offroadowa droga do Davida Garedży – step i półpustynia – rewelacja.
Generalnie Gruzja wcale, ale to wcale nas nie rozczarowała, wręcz odwrotnie. Utwierdziła, że nadal warto tam jechać. Ludzie nadal są bardzo mili i pomocni, jedzenie przepyszne i oczywiście czacza i wino również.
Zastanawiam się więc, skąd te negatywne komentarze? czy ludziom się w tyłkach poprzewracało? Wcale mnie nie dziwi wzrost cen w miejscach mniej dostępnych, oddalonych. Przecież ktoś te rzeczy albo musi albo tam przywieźć/wnieść, albo ilość jest ograniczona. Tak samo jest wszędzie na świecie i nikogo to nie dziwi, że np. w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów za piwo trzeba zapłacić 10zł, ale w Omalo czy innym miejscu w Gruzji już jest to zdzierstwo? WTF?
Pewne zmiany są nieuniknione i wszyscy, jako turyści, się do tego przczyniamy. Pokazujemy piękne zdjęcia w social mediach, opisujemy swoje niesamowite wrażenia i przygody, zachwalamy jedzenie a potem się dziwimy, że tu czy tam są tłumy…to naturalna kolej rzeczy. Nie możemy oczekiwać, że jak 10 lat temu w danym miejscu w ciągu roku było 100 turystów, to każdy był obsłużony jak król, a dzisiaj jak jest ich dziennie setki czy tysiące, to już nie….
Dlatego też najlepiej podróżuje się bez oczekiwań, wówczas zamiast gonić za widokami z instagrama i wrażeniami innych ludzi możemy się cieszyć tym co nam jest dane tu i teraz. I polecam takie podejście wszystkim!
Pozdrawiam!
Byłam w sierpniu, ponownie po 9 latach. Tym razem swoim samochodem… I wtedy, i teraz byłam zachwycona… Nie możemy obrażać się na pogodę – tego się nie da kupić ;). Zniosę nawet trochę plastiku i blachy- wszak to żyjąca wieś a nie skansen. Gorzej odbierałam Mestię – ot.. taki Kazimierz Dolny, klasyczne miasteczko dla turystów :D. Zjeżdżaliśmy ponownie drogą przez Lentekhi do Kutaisi (potem do Azerbejdżanu) – nawet po deszczu – bajka 🙂
A jak oceniasz pobyt w Gruzji w czerwcu? poza Ushguli pogoda dopisala, czy to slaby miesiac na trekingi?