Koniec listopada, dzień jak co dzień. Telefon od starego, dobrego kumpla – Masz jakieś plany podróżnicze na marzec? – Jeszcze nie – odparłam zgodnie z prawdą i jednocześnie zaintrygowałam się kolejnym pomysłem K., który w swoim życiu zwiedził już dobry kawałek świata. – Są tanie bilety na Fuerteventurę, chodź pojedziemy! – tym pomysłem nieźle mnie zdziwił. Z jego strony spodziewałam się raczej propozycji wyjazdu Birmy lub Ameryki Południowej. Nigdy wcześniej nie byłam na Kanarach, ale nie wiedzieć czemu, to właśnie na Fuerte zawsze wydawała mi się najbardziej interesująca. Może dlatego, że nazwa Fuerteventura brzmi prawie jak fuerte aventura, czyli w dosłownym tłumaczeniu mocna przygoda.
Im było bliżej wyjazdu, tym moja radość z niego proporcjonalnie malała. Dlaczego? Po pierwsze wyobrażałam sobie Fuerte nie jako miejsce, gdzie można przeżyć mocną przygodę, ale jako monotonne przestrzenie w kolorze ochry tu i ówdzie poprzetykane kurortami, pełne niemieckich emerytów i angielskich turystów. No po jaką cholerę zdecydowałam się tam jechać, kiedy inni znajomi podróżnicy w tym samym czasie wybierali się do Indii, Japonii czy Iranu? Jak przy tym wyglądają Kanary? Nie oszukujmy się: raczej jak ubogi, daleki krewny.
Koniec końców to moje średnio optymistyczne nastawienie w stylu: będzie, co ma być, a jak mi się nie będzie podobać, to chociaż zjem trochę dobrego hiszpańskiego żarcia chyba poskutkowało. Już od pierwszego dnia obydwie wyspy mnie zauroczyły. Pięknymi krajobrazami, spokojem, małymi uroczymi miasteczkami niezadeptanymi przez turystów (choć w sezonie na pewno jest inaczej) i leniwym, surferskim klimatem. Tym postem chciałabym obalić stereotypy, że Kanary są wyspami, gdzie oprócz resortów nie ma nic. Wręcz przeciwnie – pod względem ukształtowania terenu i przyrody są one na tyle ciekawe, że bez wahania mogę je nazwać mieszanką różnych szerokości geograficznych, gdzie natura lubi płatać figle i po przejechaniu ledwie 10 czy 20 kilometrów krajobraz potrafi się znacząco zmienić. Podczas objeżdżania obydwu wysp co chwile pojawiały mi się przed oczami migawki z innych miejsc na świecie, które miałam okazję zobaczyć na żywo lub w Internecie podczas poszukiwania podróżniczych inspiracji.
Przygotowałam dla was luźne fotograficzne skojarzenia które jednocześnie pokazują różnorodność tych dwóch wysp, do potraktowania z przymrużeniem oka. Gotowi?
Na południu Lanzarote, niedaleko Playa Blanca znajduje się piękne, skaliste wybrzeże wyrzeźbione przez fale oceanu poprzecinane szerokimi, piaszczystymi plażami, czyli Playa de Papagayo. Zarówno kształtem, jak i kolorem bardzo przypomina portugalską Costa Vicentina, znajdującą się na północ od słynnego regionu Algarve.
El Cotillo, usytuowane na północno-zachodnim wybrzeżu Fuerteventury, pomimo rozwoju turystyki pozostało typowym, rybackim portem, w którym można zjeść obłędnie dobre ryby. Co charakterystyczne, duża ilość domów ma pomalowane drzwi i framugi okien na niebiesko, co w połączeniu z bielą budynków od razu kojarzy się chociażby z Santorini.
Aby dojechać do Parku Narodowego Timanfaya z południa wyspy należy przejechać trasą LZ-67. W pewnym momencie ziemia w kolorze ochry ustępuje miejsca ciągnącym się aż po horyzont czarnymi formacjami skalnymi, na których tle widać wulkany. Widok jest wprost nieziemski!
Na Kanarach można po drodze napotkać wyrastające z ziemi wiatraki. Wiele z nich znajduje się dosłownie „w szczerym polu” (choć biorąc pod uwagę mało żyzny klimat, nie wiem, czy polem można to nazwać), ale ten powyżej z okolic miasteczka Antigua jest otoczony soczyście zieloną roślinnością i jednoznacznie kojarzy się z deszczową Holandią.
Podczas zwiedzania Parku Krajobrazowego Los Volcanes, przylegającego do Parku Narodowego Timanfaya miałam okazję wspinać się na wulkan Caldera Blanca, który widać na zdjęciu powyżej. Biorąc pod uwagę ogromną, płaską przestrzeń wokół, gdzie nie spotkamy raczej niczego innego, niż potoków zastygłej lawy, krajobraz przypominał mi słynną australijską Uluru i jej otoczenie – jedno z miejsc, które mam nadzieję ujrzeć kiedyś na własne oczy.
Rzut beretem od gwarnego i zabudowanego hotelami portu Corralejo na północy Fuerteventury naszym oczom ukazują się bezkresne połacie piasku. To Park Narodowy Wydm Corralejo, który rozciąga się wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża wyspy. Wspinając się po jego pagórkach myślami możemy przenieść się na Saharę!
Plaże z czarnym piaskiem, takie, jak ta w Ajuy, występują na Hawajach, ale tam towarzyszy im zazwyczaj bujna tropikalna roślinność. Bardziej surowe otoczenie przypominające to uwiecznione przeze mnie na zdjęciu na Fuerteventurze występuje chociażby na plaży Muriwai, znajdującej się niedaleko Auckland w Nowej Zelandii.
Jednym z najbardziej niesamowitych miejsc na Lanzarote jest El Golfo, w którym skały różnego rodzaju i koloru przechodzą do morza zmieniając się na urwiste klify. Jednak to, co od razu przyciąga uwagę, to Charco Verde, czyli zielone jezioro, które swój kolor zawdzięcza algom oraz obecności siarki w tym akwenie. Na świecie mamy kilka tego typu fenomenów, a krajobraz wokół boliwiańskiej Laguna Verde do złudzenia przypomina ten z kanaryjskiej wyspy.
Dawna stolica Fuerteventury – Betancuria – to kilka wąskich uliczek z przylegającymi do nich śnieżnobiałymi domami, otoczonymi zielenią, nie tak znowu często spotykaną na wyspie. Krajobraz łudząco podobny do andaluzyjskich pueblos blancos.
Na sam koniec mojej skojarzeniowej zabawy popuściłam nieco wodze fantazji… Bo czy naprawdę okolice Parku Narodowego Timanfaya nie przypominają czerwonej planety? Dla mnie to najbardziej oczywiste porównanie!
To tyle tytułem wstępu, mam nadzieję, że udało mi się Wam przedstawić w pigułce różnorodność otaczającej nas przyrody na Lanzarote i Fuerte. A o odwiedzonych przeze mnie miejscach będziecie mogli przeczytać już niedługo w kolejnych postach. No i jak, nabraliście chęci, aby wybrać się na Kanary?
Podobał Ci się ten wpis? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz.
17 komentarzy
Spoko wpis!;) nawet myślałam ostatnio czy nie wybrać się na Kanary w ramach krótkiej podróży tuż-po-ślubnej:)
Całkiem zacny pomysł! Jeśli potrzebujecie travel plannera, to wiesz, gdzie szukać 🙂
Bywałem wielokrotnie na Gran Canarii i raz na Teneryfie. W przyszłości mam zamiar odwiedzić Fuertę i Lanzarote. Ogólnie rzecz biorąc bardzo lubię klimat (pod każdym względem) Wysp Kanaryjskich i po prostu dobrze się tam czuję. Z pewnością jest też co zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie 🙂
A u mnie GC i Teneryfa w kolejce 🙂 Wkrótce powstanie wpis o praktycznych aspektach mojej podróży, więc zawsze będziesz miał możliwość pomyśleć nad ewentualnymi miejscami do zobaczenia. Co do Kanarów poza resortami – jestem jak najbardziej ZA! Również pozdrawiam 🙂
Ja na Lanzarote spędziłam tylko 3 dni i zobaczyłam tak 1/3 wyspy, ale pozwoliło mi to zapałać do niej uwielbieniem! a Ty kiedy tam byłaś? więcej, niż jeden raz? Pozdrawiam również 🙂
Dobre skojarzenia! 🙂
Hah, dzięki! A Ty korzystaj z ostatnich chwil na pięknej wyspie L 🙂
Tacy znajomi to skarb… kiedy ma się wolne. Teraz mnie tylko wkurzają 😛
Jak człowiek pracuje na etacie i ma te marne 26 dni urlopu to tym bardziej wkurzają 😉
„Będzie, co ma być, a jak mi się nie będzie podobać, to chociaż zjem trochę dobrego hiszpańskiego żarcia” hahah, jakbym siebie słyszała 😀 na mnie zawsze taka motywacja działa – kocham hiszpańską kuchnię. Zdjęcia piękne, a do tego bardzo fajne porównania do znanych miejsc w innych krajach. Mimo, że zawsze Andaluzja będzie dla mnie na pierwszym miejscu, Kanary też są ciekawe i na pewno jest tam wiele do zobaczenia 🙂
Oj tak, kuchnia hiszpańska dla mnie bije na głowę wszystkie inne! Ja też uwielbiam Andaluzję, a Sewilla jest moim ulubionym hiszpańskim miastem 🙂 Bardzo dziękuję za dużo ciepłych słów!
Dokaldnie to samo powiedziala kolezanka jak teraz wrocila z Kanarow, wiec widze ze na pewno warto pojechac 🙂
Oj tak, polecam 🙂
niby wyspy kanaryjskie są tak blisko, a jednak tak daleko, a wybieram się tam od kilku lat. Utwierdziłaś mnie, że są piękne pod względem krajobrazowym…
a kiedy tam jest już po lub przed sezonem, bez turystów, cisza i spokój, niskie ceny i dobra pogoda? w skrócie : kiedy tam się wybrać?
na pewno szczyt sezonu przypada na lipiec i sierpień. zwiększoną liczbę turystów mamy też w czasie karnawału, który na Kanarach jest obchodzony z dużą pompą – mówi się nawet, że ten w Santa Cruz de Tenerife jest drugim najbardziej znanym na świecie po Rio. W okresie naszej zimy temperatury oscylują ok. 17-18 stopni, trafiają się też dni deszczowe co w połączeniu z dosyć silnymi wiatrami np. na Fuerteventurze jest średnio przyjemne. Ogólnie na Twoim miejscu planowałabym wyprawę na wrzesień-październik albo marzec-maj 🙂
Uff… w końcu ktoś mnie przekonał do Wysp Kanaryjskich!
Zdecydowałam się na podróż w kwietniu i szukam informacji na temat wysp. Na szczęście uratowałaś cały internet i przekonałaś mnie, że nie pożałuję wyjazdu 🙂
Pozdrawiam
Marzena
Nastawienie do wysp przed wyjazdem miałaś kiepskie, dobrze że jednak Cię zaskoczyły. Nawet w bardzo turystycznych zakamarkach świata zawsze znajdzie się jakieś miejsce gdzie niewiele osób spotkamy, więc należałoby te stereotypy jednak odrzucić i kazdemu miejscu dać sznase by odkryć je po swojemu. Bardzo fajny wpis! 🙂