Azja, Birma, Przemyślenia

MANDALAY. PIERWSZE KROKI W BIRMIE

Mandalay to pierwsze miasto, które odwiedziłam podczas mojej podróży do Birmy. To tam czułam się kompletnie zdezorientowana przez chaotyczny ruch uliczny, wypiłam pierwsze piwo Myanmar i na własne oczy przekonałam się, czym jest dobroć, otwartość i radość z życia Birmańczyków.

Nasza taksówka trzęsie się na wertepach. Jedziemy już od ponad godziny. – Ej, czy przypadkiem to lotnisko nie jest ledwie 30 kilometów od centrum miasta? – pyta znajomy Norweg, z którym dzielę niedolę podróży. – Tak, ale przy tych drogach to chyba szybko nie dojedziemy do celu – odpowiadam. Nagle ulica zmienia się z piaszczystych wybojów na asfalt, ruch uliczny się zwiększa, a przy drodze gęstnieje zabudowa. Tak, teraz na pewno wjechaliśmy już w Mandalay.

Mimo, że to drugie co do wielkości miasto w Birmie, to po ulicach spaceruje bydło, a przy większości arterii nie tylko nie dostrzeże się chodnika, ale też lepiej nie chodzić po nich po zmroku – brak oświetlenia naraża nas na potencjalne zagrożenie. Nie mówię tu bynajmniej o napadach (Birma to bardzo bezpieczny kraj!), ale o ryzyku skręcenia kostki w ogromie dziur znajdujących się przy lokalnych ulicach. Mandalay zabudowane prostopadłymi i równoległymi do siebie ulicami zdaje się zapraszać do spacerów. Wydaje się jedynie na mapie. Rzeczywistość i niekontrolowany, wzmożony ruch uliczny weryfikuje moje plany – pierwszego dnia decyduję się jedynie na spokojnie podejrzeć życie mieszkańców kwartału w pobliżu hotelu, gdzie się zatrzymałam.

mandalay birma 1

mandalay birma

Pierwsze, co czuję w Birmie, to wilgoć przemieszana z upałem i spalinami; ciężkie powietrze, którym prawie nie da się oddychać. Przy ulicach widzę bałagan, walające się gdzieniegdzie śmieci, stertę chaotycznych straganów z mydłem i powidłem. W oczy kłuje smog, a nos podrażniają spaliny z pojazdów, które z pewnością nie spełniają żadnych europejskich norm.

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

Ale widzę też coś zupełnie innego. Uśmiech. Uśmiech zazwyczaj nieśmiały, nieraz zapraszający do rozmowy, ale w większości przypadków, ze względu na barierę językową, po prostu witający mnie w Birmie. Przodują w tym dzieci, zarówno te, które spędzają czas z rodzicami w ich pracy, czyli zazwyczaj przy ulicznych straganach i garkuchniach, czy te, które po prostu na ulicy mieszkają. Wszystkie się do mnie śmieją. Uśmiech od razu jest odwzajemniany i ewidentnie czuję, jak poprawia mi się samopoczucie. Czemu na naszych polskich ulicach ludzie po prostu nie mogą się do siebie uśmiechać? – przemyka mi przez głowę.

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

Krążę dalej, zagłębiam się w zakamarki dzielnicy, w której się zatrzymałam. Przypadkiem okazuje się, że to dzielnica muzułmańska, gdzie co parę kroków wieże minaretów pną się w górę, przysłaniając widok na średniej urody budynki, dla mnie przypominające koszmarki architektoniczne Albanii, które tak naprawdę budowane są na wzór chińskich molochów. Już na samym początku Birma okazuje się nie do końca być tym, czego się spodziewałam – w tej dzielnicy ze świecą szukać pagody! Co znajduję? Drewniane domy nadgryzione zębem czasu, przed którymi mieszkańcy siedzą leniwie w swoich wysłużonych bambusowych fotelach, warsztaty krawieckie znajdujące się wprost na ulicy, zaczepiających mnie rikszarzy i uliczne garkuchnie. I uśmiechy ludzi. Serdeczność. Wszędzie bez wyjątku.

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

Dzień później czekając na łódkę do pobliskiego Mingun przypadkiem trafiam na lokalny bazar, gdzie nie tylko zaskakuje mnie feeria barw, ale też po raz pierwszy przypatruję się temu, co w ciągu całej podróży będę widzieć prawie codziennie – codziennemu składaniu datków mnichom przez Birmańczyków. Chodzę cała jak w skowronkach i nagle zgrzyt. Pierwsza prośba o „money money” od dziecka, które wcześniej samo zachęcało mnie do naciśnięcia spustu migawki. Przy samym porcie scenka się powtarza – turyści wylewają się z autobusu i zaraz do nich wyciągają się małe dziecięce rączki. Czy to sprawia, że nagle zmieniam pierwszą, pozytywną opinię o tym kraju? Nie. Po prostu zdaję sobie sprawę, że na turystycznych szlakach jest to już niemal codzienność.

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

Wokół Mandalay znajdziecie mnóstwo miejsc, które przewodniki każą odwiedzić. Trzy dawne stolice (Inwa, Sagaing i Amarapura), Most U-Bein, czyli najdłuższy tekowy most na świecie, pałac królewski oraz wzgórze Mandalay, z którego rozpościera się piękny widok (o ile nie przysłoni go smog), są na praktycznie każdej liście turysty odwiedzającego to miasto. Dla mnie to było zdecydowanie za dużo jak na krótki pobyt w Mandalay. Już dawno porzuciłam odhaczanie wszystkich możliwych miejsc na rzecz powolnego smakowania miejsc i obserwacji ludzi.

Koniec końców decyduję się odwiedzić jedno miejsce, które podpowiada mi intuicja: tekową świątynię, czyli monastyr Shwenandaw. Zbudowany jakieś 130 lat temu już od pierwszego wejrzenia zachwyca ilością pieczołowicie wykonanych rzeźbień, zarówno tych na zewnątrz świątyni, jak i tych okalających ołtarz. Przy tym sama świątynia wydaje się skromna, w środku panuje półmrok, a podłoga skrzypi z każdym krokiem. Jestem jedynym turystą w tym miejscu, a ciszę przerywa mi jedynie dwóch birmańskich robotników naprawiających dach klasztoru. Obok mnich grabi trawę, a właściwie to, co z niej zostało. Mam tu czas na krótką refleksję – jeśli Birma to mieszanka hałaśliwych ulic, feerii barw, uśmiechów oraz spokoju i ciszy świątyń to tak – już wiem, że mi się tam spodoba.

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

mandalay birma

Czy po przeczytaniu mojej relacji masz ochotę odwiedzić Mandalay? Co Cię tam najbardziej zainteresowało, lub – wręcz przeciwnie – nie spodobało? Z chęcią poznam Twoją opinię!

You Might Also Like

9 komentarzy

  • Reply Cel w podróży 01/02/2016 at 20:33

    O już się zabieram do czytania. Wybieram się tam ze względu na okolice:)

  • Reply Karol Werner 02/02/2016 at 10:10

    Krowy na ulicach to i w milionowy miastach widywalem 😀 swoją drogą mega podoba mi się ta 3 fota. Bardzo dobre zdjęcie 🙂

  • Reply Wojte 02/02/2016 at 11:19

    Zdecydowanie mam ochotę odwiedzić 😉 Największe wrażenie, chyba Shwenandaw. Nie miałem okazji jeszcze oglądać podobnych świątyń więc jako coś nieznanego budzi zainteresowanie. Chciałbym, może nie tylko w Birmie, ale generalnie we wschodniej Azji zobaczyć jak wygląda uliczny handel i te przepełnione ludźmi ulice.

  • Reply Asia 02/02/2016 at 12:27

    Świetna relacja i zdjęcia !! Zazdroszczę !! 🙂

  • Reply Danuta/boliviainmyeyes 02/02/2016 at 13:07

    Musisz wiec pojechac do Boliwii, bo tam jeszcze nikt nie pyta o pieniadze w zamain za zdjecia, a klimat calkiem podobny! Zachecilas mnie natomiast ta swiatynia;)

  • Reply Maja | Jusiaczki On Tour 02/02/2016 at 15:14

    Zazdroszczę takich miejsc 🙂 Birma na Twoich zdjęciach ma coś w sobie przyciągającego i odpychającego jednocześnie, dlatego to mnie kusi. I właśnie, dlaczego ludzie na polskich ulicach po prostu nie mogą się uśmiechać?

  • Reply TuJarek 02/02/2016 at 18:47

    Ponoć to nie budynki ale ludzie czynią klimat miejsca. Uśmiechnięci ludzie muszą wprowadzać dużo pozytywnej energii 🙂

  • Reply Ania 05/02/2016 at 11:31

    Z Mandalay najmilej wspominam całodzienną wycieczkę rowerową solo. Gubiłam się między maleńkimi uliczkami z dostojnymi świątyniami na każdym rogu.

  • Leave a Reply