Czy istnieje coś takiego, jak niechciana podróż? Chyba rzadko zdarza się, że jedziemy w miejsce, które w naszym mniemaniu nie przypadnie nam do gustu. Ja niestety w takim miejscu jestem często. Zbyt często. I na dodatek nie z własnej woli. Długo zastanawiałam się, czy opisać najczęstsze podróże moich ostatnich miesięcy, bo ani to fajny, ani łatwy temat.
Wątpliwej urody architektura, żaden to przytulny budynek, a wręcz przeciwnie – moloch, gdzie nietrudno pozostać anonimowym. Długi korytarz pokryty mdłym, beżowawym linoleum. Przemierzam go chyba po raz setny w przeciągu ostatnich kilku miesięcy, ale niezmiennie przy każdej wizycie intrygują mnie drzwi z napisem „Medycyna nuklearna”. Czekanie na dużą towarową windę jak zwykle dłuży się niemiłosiernie. Obok mnie w windzie stoją osoby o zrezygnowanych minach, rzadko się zdarza, by ktoś żartował. Szóste piętro, to moje – wysiadam. Mijam salowe, z niektórymi z nich zdążyłam się już zapoznać, wiem już która jest złośliwą zołzą, a która jest wylewna i ma ADHD, ale potrafi skutecznie wspierać pacjentów.
Wchodzę na salę, gdzie zawsze witają mnie te same ciepłe, pełne miłości oczy. – Czekałem na Ciebie – mówią. – Wiem – odpowiadam jednym spojrzeniem. Za każdym razem, kiedy tam jestem paradoksalnie czuję wypełniające mnie ciepło i niesamowity spokój. Podziwiam Go za walkę z ciężką chorobą i wspieram w dniach, kiedy wyraźnie jest gorzej. Co dziwne, po przekroczeniu sali wszelkie smutki znikają, a czas inaczej płynie. Dopiero teraz, po wielu latach, zauważam tą szczególną więź, która nas łączy.
Oddział szpitalny to takie państwo w państwie. Są tacy, którzy z przekory nazwą go All Inclusive, są tacy, którzy czują się tu jak w więzieniu, widać też tych zrezygnowanych, zdominowanych przez chorobę, mówiących, że są w umieralni. Są poważne rozmowy, ale i żarty, czy kłótnie o to, kto w danym momencie powinien wrzucić 2 złote do automatu z telewizorem. Niektórzy cieszą się, że „awansowali”, czyli zostali przeniesieni z łóżka na korytarzu do sali.
Jak w innych miejscach zauważa się sympatie i antypatie. Na oddziale jest nawet jeden wróg, hm, wróg to może złe określenie, raczej persona non grata. Tygrys, jak na niego mówią ze względu na kilka ciemniejszych plam na twarzy to bezdomny, przyjęty kilka dni temu na oddział. Prawie cały dzień śpi, ale w nocy buszuje po wszystkich lodówkach na piętrze. Jest inny – zamknięty w sobie, ewidentnie nie jest częścią tej społeczności.
– To już chyba najwyższa pora, by Pani wyszła, pacjenci chcą spać – słyszę od salowej. Spoglądam na panoramę Warszawy, gdzie w na horyzoncie ledwo widać Pałac Kultury, żegnam się i wychodzę. Każde pożegnanie niesie ze sobą ryzyko, że może być już tym ostatnim. Czuję to, ale odczuwam też spokój. Szpital to też już w jakimś stopniu jest moje miejsce. Łóżka z białymi ramami, zielone metalowe szafki, telewizory na monety i wspaniałe zachody słońca.
Jeszcze raz mijam Medycynę nuklearną i nieczynną już szatnię. Wychodzę wiedząc, że za dzień lub dwa znowu będę przez chwilę częścią tego świata. Mam też świadomość, że na rzecz tych podróży do szpitala będę musiała czasowo zrezygnować z wymarzonych wypraw na koniec świata. I wiecie co? Nie żałuję. Cicho, z pokorą akceptuję to, co przynosi mi życie, po prostu przekładam realizację moich planów na później.
Podobał Ci się ten wpis? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz.
17 komentarzy
Czasami, w czasie podróżowania spotykałem ludzi, którzy patrzyli nie widząc. Opowiadali o najdziwniejszych potrawach, jakie jedli w egzotycznych krajach i niezwykłych miejscach, które odwiedzili. Czasami spotykałem też ludzi, którzy wcale nie podróżowali, spędzając całe życie w kieracie praca-dom-rodzina. I nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to ci pierwsi coś stracili.
Piękne zdjęcia i ujmujący tekst.
Piękny komentarz! Miło mi, że tekst się podoba.
Super fotki
Dziękuję!
Są sytuacje, gdy poznawanie namacalnego świata może poczekać. Są po prostu rzeczy ważniejsze. Dużo, dużo zdrowia!
Dziękuję pięknie!
Szpitalne życie ma swój specyficzny rytm. Moje wrażenia z perspektywy pacjenta są takie, że nawet kilkudniowy pobyt, to przeniesienie w inny świat.
Oj, zdecydowanie tak!
Takich podróży obawiam się najbardziej …
Najgorsze jest to, że nigdy nie wiemy, kiedy takie podróże mogą nas spotkać…
To dopiero podróż! Niestety szpitalne korytarze kojarzą mi się tylko i wyłącznie z dawnym ustrojem i czymś absolutnie niefajnym! Życzę każdemu, żeby miał w życiu jak najmniej okazji do odwiedzin! PS: fajne zdjęcia!
Na razie na szczęście mogłam zaprzestać szpitalnych wycieczek i mam nadzieję, że to na dłużej… Dziękuję za komentarz o zdjęciach!
No tak, szpitale… Niektórzy pacjenci mają tam gorzej niż w więzieniach.
To też zależy w jakich więzieniach… Czytałam raz na przykład, że zbrodniarze wojenni z byłej Jugosławii mają w areszcie w Hadze większe wypasy, niż w swoich rodzinnych domach 😉
Hejj Kamila,
Dzięki za ten wpis. Dzięki tym bardziej, ze ja też bardzo dobrze znam takie podróże, też miałam ich sporo… Skończyły się jednak w tym roku w styczniu. Pożegnałam mojego Tatę. Chwilowo też zawiesiłam moje podróże, przełożyłam na później. Próbuję z pokorą akceptować, to co przyniesie mi życie.
Pozdrowienia i do zobaczenia na opowieściach o Kubie.
Olu, to ja dziękuję Ci za komentarz. Współczuję Ci tego, co się stało i trzymam kciuki byś dała sobie radę. Wierzę, że życie przyniesie Ci jeszcze wiele pięknych momentów i niesamowitych podróży. Ściskam!
[…] codzienna walka o życie taty oraz walka z samą sobą. Nie czułam potrzeby pisania o tym więcej, temat na blogu wcześniej pojawił się tylko raz, ale wiem, że teraz jest odpowiedni moment, by o tym […]