Trzeci miesiąc mojej podróży różnił się diametralnie od dwóch wcześniejszych. Schowałam plecak do szafy i zamieszkałam w Sydney. Jakie są moje wrażenia po miesiącu spędzonym w największym mieście Australii?
Początkowa euforia
Już od momentu lądowania wiedziałam, że mi się tu spodoba, a przepadłam dokumentnie, a gdy po raz pierwszy zobaczyłam panoramę miasta ze słynną operą na horyzoncie i wyłaniającym się nad nią Harbour Bridge. Możliwość przyjrzenia się operze z bliska tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jeden z najbardziej niesamowitych budynków na świecie, jaki miałam okazję zobaczyć.
Nagle po dwóch miesiącach rozpakowuję plecak. Mam własne łóżko, nie martwię się o planowanie podróży, szukanie kolejnych noclegów. Przez pierwsze dni odkrywam okolicę, cieszę oko lokalną architekturą z koronkowymi balkonami, których nie miałam okazji jeszcze nigdzie wcześniej zobaczyć. Po dwóch miesiącach oglądania krzywych indonezyjskich domków pokrytych rdzewiejącą blachą falistą niewątpliwie była to miła odmiana.
Pierwsze dni mojego pobytu to środek australijskiej wiosny. Na każdym kroku napawam zmysł wzroku kwitnącą na wściekle fioletowo dżakarandą, a zmysł powonienia obłędnie pachnącym chińskim jaśminem. Weekendy spędzam na jednej z wielu plaż w okolicach Sydney, a wieczory z przyjaciółmi, których poznałam jeszcze w Polsce. Lato zbliża się wielkimi krokami, a ja beztrosko przesiaduję w jednym z parków po sąsiedzku i połykam kolejne pozycje książkowe z mojego kindla.
Zwykłe życie
Oprócz zachwytu przechodzę do szarej rzeczywistości. Tworzę CV zgodne z australijskim standardem, tak różne od naszego, polskiego i rozpoczynam szukanie pracy. Codziennie rano do śniadania odpalam lokalną wersję pracuj.pl. Przeszukuję, dzwonię, piszę listy motywacyjne, wysyłam. Po tygodniu dostaję pracę jako kelnerka w malezyjskiej knajpie obok domu, którą po dwóch tygodniach zmieniam na pracę w fundraisingu w organizacji ekologicznej. Praca jest dość ciężka, nie raz trwa po 10h dziennie, ale zarobki w porównaniu do knajpy są dużo lepsze.
Moim celem jest znalezienie jakiejkolwiek pracy biurowej, więc niezrażona szukam dalej. Idę na kilka innych rozmów, rekrutacje są w toku. Mimo wszystko ciężko się przebić przez tutejszy szklany sufit, bo Australijczycy niechętnie zatrudniają obcokrajowców albo osoby bez lokalnego doświadczenia. Co z tego wyjdzie? Gdzie będę pracować za miesiąc? To się okaże, trzymajcie kciuki!
Lekcja wdzięczności
Czy spodziewałam się, że będzie łatwiej? Tak. Ile to ja już widziałam ogłoszeń do prostych prac w knajpach czy hostelach, gdzie wielkimi literami było napisane: NO WORKING HOLIDAY VISA. Mimo to, i tak dalej uważam, że mam tu ogromne szczęście.
Mój okres w Sydney to wielka lekcja wdzięczności. Będąc tu zdałam sobie sprawę jak wspaniałych mam ludzi dookoła, począwszy od B&J, przyjaciół, z którymi pracowałam w mojej ostatniej korpo w Polsce, a którzy pozwolili mi zatrzymać się u siebie na początek i którzy wspierają mnie na każdym kroku. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła spłacić Wam ten dług wdzięczności! Jestem wdzięczna również A., którą poznałam na obozie hiszpańskiego we Wrocławiu jakieś 12 lat temu, a która dawała mi bezcenne rady odnośnie tworzenia CV i poszukiwania pracy na lokalnym rynku. Cieszę się, że dzięki przyjaciołom jeszcze w Polsce poznałam świetnych Australijczyków R. i R., którzy świetnie pomagają mi odnaleźć się w australijskich realiach, a nasze rozmowy zdają się nie mieć końca… czyżbym znalazła nowych przyjaciół? A jeśli chodzi o przyjaciół, to na dobre i na złe jest tu ze mną Guga, którą była ze mną razem w Indonezji i przez połowę mojego życia w Polsce. Czy może być lepiej? Tak, kiedy dowiadujesz się, że szef przyjaciółki, CFO dużej korpo, spotyka się w Twojej sprawie na lanczyk z rekruterką. Tak, jestem niesamowitą szczęściarą i czuję, że z każdym miesiącem w Oz będzie jeszcze lepiej!
Słynne baseny przy Bondi Beach
W listopadzie 2016 po raz pierwszy:
- zamieszkałam w Australii
- odwiedziłam słynną operę
- przeszłam się po Harbour Bridge
- pracowałam w Australii (w malezyjskiej knajpie)
- zostałam ugryziona przez australijskiego psa (nie dingo 😉
- byłam na typowym australijskim barbie
- sprobowałam mięsa z kangura
- odwiedziłam australijską prowincję
- pływałam w oceanie
- spróbowałam vegemite
Podobało się Wam to podsumowanie trzeciego miesiąca w podróży dookoła świata? Co Was najbardziej zdziwiło lub zaskoczyło? Przeczytajcie też, jak wyglądał pierwszy i drugi miesiąc mojej podróży dookoła świata!
Widok z balkonu mieszkania, gdzie się zatrzymałam
3 komentarze
Powodzenia!!!
Pokaż to ich tak inne od polskiego CV 🙂 Oczywiście bez wrażliwych danych 😛
Też jestem ciekawa!