Nie pamiętam, jak dokładnie wyglądał 7 sierpnia 2015 roku, ale potrafię to sobie dokładnie wyobrazić. Nie miałam siły wstać z łóżka, nie miałam żadnej energii do pracy, a rozpoczynający się weekend w ogóle mnie nie nie cieszył. Dziś, 366 dni później jestem autentycznie szczęśliwa, uśmiech nie schodzi mi z twarzy, energia rozpiera mnie na tyle, że mogłabym góry przenosić, a w najbliższej perspektywie mam spełnianie największego marzenia z najbliższą mi osobą u boku. Czy rok temu myślałam, że moje życie tak się potoczy? A skąd! To po prostu efekt mojej ciężkiej pracy.
Nie zawsze było różowo
Ci, którzy mnie mało znają i patrzą na moje życie z boku i mówią: no tak, taka sobie rzuca pracę i jedzie na roczne wakacje. Ale jej zazdroszczę! Sama bym pojechała, no ale skąd wziąć tyle kasy… A tu nie ma czego zazdrościć, Ty też możesz wyjechać w świat! Ty też możesz spełniać swoje marzenia, jeśli tylko odważysz się na ich realizację i cierpliwie poczekasz. Bo najlepsze rzeczy w życiu nie przychodzą od tak, one wymagają czasu.
Przez ostatni rok targały mną uczucia tak sprzeczne, że teraz wydają mi się jakieś odległe i niemożliwe, jak jakiś zły sen. Rok temu przez moją sytuację rodzinną byłam kompletnie wycieńczona. Czułam się jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię (a mam jej niemało) i nic nie sprawiało mi radości. No, może oprócz pisania, bo zawsze znajdowałam ukojenie w przelewaniu myśli na papier lub klawiaturę. Odejście taty było kulminacją wszystkich złych momentów, które przydarzyły mi się w 2015 roku. Później było już tak, jak mi napisała bliska osoba w dedykacji do książki podarowanej mi na urodziny: „Każda gorsza chwila w życiu czegoś nas uczy, a każda przezwyciężona chwila czyni dużo silniejszym”.
Nienagły zwrot akcji
Powoli wszystko zaczęło się odmieniać. Zaufanie Prezesa do mnie spowodowało, że w pracy mogłam zmienić stanowisko na takie, gdzie się rozwijałam i naprawdę byłam z niego zadowolona. Zamieszkałam z człowiekiem, który na każdym kroku mnie wspierał, inspirował do działania i był najlepszym przyjacielem. Pojechałam w podróż do Birmy, krainy uśmiechu, gdzie miejscowi, przywrócili mi wiarę w ludzi. Stopniowo czułam się coraz silniejsza i zdeterminowana, by walczyć o realizację moich marzeń. W kwietniu złożyłam wypowiedzenie i kupiłam bilet do Dżakarty, która jest pierwszym przystankiem w mojej podróży.
Od tego czasu moje życie nabrało jeszcze większego rozpędu. Po istnym horrorze dostałam wizę do Australii, która pozwoli mi tam pobyć nawet rok. Moją pracę, która koniec końców okazała się być tą wymarzoną, żegnałam ze łzami w oczach, a przecież ledwie rok wcześniej tak nie znosiłam tego miejsca! W moim życiu pojawiły się wyjątkowe osoby, które na ostatnie dwa miesiące przewróciły moje życie do góry nogami, oczywiście w tym pozytywnym sensie. I mimo ogromu spraw biurokratycznych, prawnych i praktycznych (nie mam w ogóle ekwipunku na wyjazd!) oraz stresu pojawiającego się znienacka i niechcącego przejść samoistnie, jestem dziś najszczęśliwszą osobą na świecie. Jestem nią dlatego, bo wiem, że idę w dobrą stronę, w stronę, o której od lat marzyłam.
A co jeśli okaże się, że podróż dookoła świata to nie to?
A co, jeśli po kilku miesiącach wojaży powiem sobie: mam już dość, brakuje mi stałego domu, tęsknię za Polską na tyle, że nie mogę już wytrzymać? Wiem, że jeśli najdą mnie takie myśli, to wrócę. I nie wrócę jak kot z podkulonym ogonem, wstydząc się, że nie udało mi się zrealizować planów, tylko jako osoba, która miała odwagę nie tylko porzucić swoje dotychczasowe życie w poszukiwaniu marzeń, ale też jako osoba, która miała odwagę przyznać się, że nie pasuje jej zastana sytuacja i potrafiła zmienić plany w taki sposób, by być szczęśliwa, a nie tylko prowadziła piękne życie jedynie pod publiczkę. Bo przecież powinnam pisać na blogu, że wyprawa dookoła świata to same ochy i achy, a już teraz jestem przekonana, że tak nie będzie.
Nie rób tego, co ja
Nie będę Ci mówić, że masz zrobić to samo. Że podróż dookoła świata to największy cel do osiągnięcia w życiu. Chcę Ci powiedzieć tylko jedno: pomyśl, jakie w głębi duszy masz marzenie, co od zawsze chciałeś zrobić, tylko nigdy nie miałeś na to czasu albo kasy. Pomyśl i spróbuj od dziś małymi kroczkami przyczynić się do jego realizacji. Jak widzisz, moja droga do realizacji marzeń też prowadziła krętymi ścieżkami, ale zaprowadziła w miejsce, w którym chcę być. Nawet nie wiesz ile siły, pewności siebie, a przede wszystkim szczęścia Ci to wszystko przyniesie. Miej odwagę spróbować!
13 komentarzy
Jakbym czytała o sobie równe 5 lat temu! Choć nie, ja byłam mega nieszczęśliwa wyjeżdżając w tę samotną podróż i dopiero kilka tygodni w podróży sprawiło, że zaczęłam się znowu uśmiechać 🙂 Ciekawe gdzie Ty za tych 5 lat wylądujesz!
Jak wiesz ja tez jadę za 3 miesiące i rzuciłam dobrze płatne stanowisko menadżerskie czyli takie, których się nie zostawia. A jednak ja zostawiłam, bo pieniądze są tylko po coś i w życiu trzeba mieć swoje chwile. Życie jest wyjątkowo krótkie i nie chce mieć w życiorysie tylko pracy. Wiem to doskonale, bo w ostatnich latach pochowałam oboje moich rodziców. Generalnie powodzenia Kami i do zobaczenia, gdzieś w połowie drogi!
W podróży najprzyjemniejsza jest chyba ekscytacja związan z tym, co nas czeka i zaskoczy – snucie marzeń, które zaraz się zrealizują. Doświadczanie i odkrywanie są wisienką na torcie, po którą wspinać się trzeba czasem przez słone i kwaśne kawałki. Uczymy, się wyciągamy wnioski i realizujemy marzenia-cele, to właśnie być szczęśliwym. Trzymamy kciuki! I w pełni rozumiemy stan, w któym się znajdujesz! My właśnie się pakujemy (próbujemy) przed wyprawą po Skandynawii.
jest takie powiedzenie: „jak się nie ma, co się lubi, to się zapierdala, żeby to mieć”. gratuluję! ja sama od kilku miesięcy walczę o życie, jakim chciałabym mieć, i na razie idzie nieźle – za 10 dni lecę do Malezji na dwa miesiące i nie muszę przejmować się brakiem środków na życie 😉 swoją drogą, też myślałam o zakupie „one-way ticket”, ale stwierdziłam, że to właśnie nie „to”. przez ostatni rok mieszkałam za granicą (14h autobusem do domu, sic!) i wiem, że widywanie rodziny trzy razy do roku jest bardzo słabe – nie chciałam więc tego powtarzać. chcę zrobić moją podróż na spokojnie i bez zbędnego stresu – to w końcu pierwszy raz, kiedy jadę na tak długo sama i organizuję wszystko sama. pozdrawiam! powodzenia!
No i świetnie! My na miesiąc przed też nie mieliśmy jeszcze żadnego ekwipunku i trochę (czytaj: baaardzo) mnie to martwiło – dasz radę!
P.S. Czy to Osmól? 😉
Jestes twardą dziewczyną 🙂 Doskonale Cię rozumiem również rezygnowałem z dobrych stanowisk aby zrealizować swoje wyprawy-marzenia. Pozostań otwarta na szlaku i miej zdrową ufność do obcych. Nastaw się że na szlaku czeka Ciebie jeszcze więcej dobrego. Kiedy to się stanie będziesz chciała aby Twoja wyprawa dookoła świata nigdy się nie skończyła 🙂 Zazdroszczę :-))
życzę ci podróży dookoła świata i jeszcze raz! chociaż z tą Australią… coś wszyscy się tam zatrzymują na dłużej 😉 fajnie, że masz nowego kopa do życia:)
Powodzenia i wielu przygód.
Czekam już z niecierpliwością na relacje – warto próbować i dążyć do celu 🙂
Szerokiej drogi 🙂
Szerokiej drogi 🙂
Dziękuję 🙂
Uważaj na siebie 🙂
Uważam 😉 dzięki!