Maj to miesiąc, kiedy po nowozelandzkiej przygodzie wróciłam do Australii, by tu wreszcie rozpocząć mojego road tripa z prawdziwego zdarzenia. Cały miesiąc spędziłam podróżując po wschodnim wybrzeżu Australii – od Sydney aż po wyspy Whitsundays. Przeczytajcie, jak wyglądał mój kolejny miesiąc w podróży!
Obawa przed rozczarowaniem
Po powrocie z Nowej Zelandii, gdzie – jak pamiętacie – zachwycałam się naturą i przyrodą na każdym kroku – obawiałam się jednego, jeśli chodzi o moją podróż po Australii: rozczarowania. Z nowozelandzkim pięknem mało co może konkurować, jednak moje obawy dosyć szybko zostały rozwiane. Wschodnie wybrzeże Australii, mimo że to najbardziej klasyczna trasa na road tripa w tym kraju, potrafiło mnie nie raz zachwycić. Miejsca takie, jak Seal Rocks, latarnia morska Smoky Cape Lighthouse, Wyspa Fraser czy las deszczowy w Parku Narodowym Dorrigo na długo zostaną w mojej pamięci.
Niesamowite drzewo w lesie deszczowym Dorrigo
Wirtualni kompani
Po raz kolejny, choć tym razem częściowo, zaufałam ludziom z internetu. Co prawda, pierwszy towarzysz podróży, Włoch z winiarskiej rodziny z Piemontu, znalazł się dzięki temu, że jest dobrym znajomym Niemki i Szwedki, z którymi podróżowałam po Nowej Zelandii, ale pozostała dwójka Belgów już tradycyjnie z fejsbuka. I znowu podróż z nieznajomymi okazała się strzałem w dziesiątkę, ba, śmiem nawet twierdzić, że obecna ekipa jest jeszcze lepsza od tej, z którą jeździłam po kraju kiwi. Naprawdę jestem wdzięczna losowi za to, że stawia mi takich ludzi na mojej drodze!
"Autostrada" na wyspie Fraser
Co dalej?
Nie masz już dosyć tej Australii? – nie raz zadano mi to pytanie. Właśnie zdałam sobie sprawę, że w sumie spędziłam w tym kraju już pięć i pół miesiąca, a czuję, jakby to była tylko chwila. Nie, nie mam dosyć, gdyż podczas mojej podróży mogę zobaczyć jedynie skrawek tego ogromnego kraju. Nie nudzą mi się krzyczące kukabury, wszędzie rosnące eukaliptusy i G’day witające mnie w każdym sklepie. Co prawda nie raz męczy mnie to, że praktycznie nie mam dnia, by spędzić go sama ze sobą, ale staram się go zawsze tak zorganizować, by choć prze chwilę móc celebrować chwile w samotności, które tak bardzo lubię.
Po początkowym zmęczeniu po 5 tygodniach samochodowej podróży po Nowej Zelandii, teraz zupełnie nie przeszkadza mi to, że samochód jest moim domem, że od 4 tygodni (nie licząc odwiedzin u Julii z Where is Juli czy Karoliny z Moja Australia i świat – dzięki wielkie, dziewczyny!) nie spałam w normalnym łóżku i że pasta pesto (co prawda razem z parmigiano i dobrym winem) to moje prawie codzienne danie. I wiecie co? Dlatego właśnie dalej będę kontynuować moją podróż po Australii, a gdzie się jeszcze wybiorę? Dowiecie się już niedługo!
W maju 2017 po raz pierwszy w życiu:
- odwiedziłam kolejny stan w Australii – Queensland
- widziałam koalę, kazuarę i dingo na wolności
- miałam okazję przekonać się na własne oczy, jak bardzo Wielka Rafa Koralowa jest zniszczona
- grałam w krykieta
- prowadziłam samochód terenowy po piaszczystej autostradzie i w offroadzie
Jak wyglądały moje wcześniejsze miesiące w drodze? Zobaczcie, co pisałam o pierwszym, drugim, trzecim, czwartym, piątym, szóstym, siódmym i ósmym miesiącu w podróży!
Park Narodowy Springbrook w Queensland
No Comments