Hawana to jedno z tych miast, które już na początku nie pozostawia odwiedzającego obojętnym – można ją pokochać albo znienawidzić. Lotnisko nazwane imieniem jednego z bohaterów narodowych – José Martí – szczelnie wypełnione turystami chcącymi się przedostać przez gęstą kontrolę, aby oddać się uciechom plażowania w Varadero. Przegląd pieczątek w paszporcie, pytania o wcześniejszy pobyt w USA i Afryce (to drugie ze względu na ebolę) i bramka otwiera się na oścież. Miałam zdecydowanie więcej szczęścia, niż Where is juli.
Jadę taksówką do centrum miasta. Droga z lotniska, szerokie, trzypasmowe ulice, wlokące się amerykańskie oldtimery, jak i dobrze znane nam łady czy fiaty. Mijam budynki rządowe, socrealistyczne centrum konferencyjne – wszystko gęsto poprzetykane propagandowymi plakatami i wysokimi palmami. Dojeżdżam do mojej Casa particular, czyli lokalnego odpowiednika B&B, oficjalnie usankcjonowanego przez państwo. Przyjmuje mnie charakterna, ale jednocześnie urocza i opiekuńcza Graciela z synem. Lokalizacja świetna – 2 minuty od głównego bulwaru nadmorskiego oraz 10 minut piechotą zarówno do Kapitolu, jak i do historycznego centrum Hawany (zwanego Starą Hawaną). Dodatkowy plus, opisywany na ich stronie internetowej – pokój z widokiem na morze. Widok jest, jak widać poniżej, typowo hawański, choć ich gościnność można porównać do polskiej.
widok z mojego hawańskiego pokoju
Chwilę po przyjeździe zostawiam rzeczy w mojej Casa i idę na spacer bulwarem Malecón, który spowijają przysłowiowe ciemności. W stolicy Kuby późną jesienią szybko się ściemnia – zachód słońca jest już chwilę po 18, a tego dnia oświetlenie całej arterii nie działa. To nie pojedynczy przypadek w tym mieście – w Hawanie nie ma porządnego oświetlenia ulicznego i nawet główne arterie w mieście są nieoświetlone. Sam bulwar jest pełen klasycznych kubańskich domów poprzetykanych wieżowcami, przypomina mocno zaniedbaną Copacabanę, tylko, że nie znajdziemy tu plaży. Popołudniami na jej brzegu można spotkać wielu Kubańczyków z wędkami, którym udaje się wyłowić całkiem niezłe okazy. Jest to też zdecydowanie najlepsze miejsce na podziwianie zachodu słońca w stolicy.
zachód słońca na Maleconie
Dzień później z rana kieruję się rozległym pasażem Prado prosto do Kapitolu. Po drodze mijam piękne, lecz nieco podniszczone secesyjne budynki i po raz kolejny amerykańskie samochody, których ilość oraz jakość (czyt. „odpimpowanie”) wzrasta wraz z bliskością Kapitolu – te najładniejsze kabriolety z odkrytym dachem służą do obwożenia turystów po mieście. Wspomniany symbol Hawany został zbudowany na wzór tego waszyngtońskiego, choć w ostateczności wyszedł większy, niż oryginał.
Paseo del Prado i Kapitol
Kilka minut drogi stamtąd zaczyna się dzielnica chińska z charakterystyczną bramą. Kolejna z hawańskich niespodzianek. W samej dzielnicy jest co prawda mało Chińczyków, ale na kurczaka w pięciu smakach jak najbardziej można się udać. Przechodząc dalej przez centralną dzielnicę miasta docieram do hawańskiej mekki street artu. Callejón de Hamel – bo tak się nazywa ta uliczka – pełna jest murali i instalacji artystycznych. Widok dosyć osobliwy, tak różny od innych części miasta, przypomina nieco lublańską Metelkovą. Chwilę później trafiam na Uniwersytet Hawański, który jest kolejną hawańską niespodzianką. Zbudowany w stylu neoklasycystycznym, imponuje położeniem na wzgórzu i rozmachem. Składa się z kompleksu budynków na wzgórzu, a w niektóre patia wydziałów pięknie wkomponowano tropikalną roślinność. Moja Alma Mater, czyli Uniwersytet Warszawski, jawi się przy nim jako uboga krewna.
hawańskie Chinatown i Kapitol w tle
Główne wejście oraz patio Uniwersytetu w Hawanie
Kolejny dzień to odkrywanie Starej Hawany, umieszczonej na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO, rozpoczęte zwiedzaniem Muzeum Rewolucji, gdzie od nadmiaru propagandy czuję, jak paruje mi głowa. Stwierdzam, że muszę się po prostu przejść i idę przed siebie, bez mapy. Wąskie uliczki, roboty budowlane, sypiące się kamienice, kolonialne place, piękno mieszające się z brzydotą– to moje skojarzenia z Habana Vieja. No i największa koncentracja turystów, a – co za tym idzie – ulicznych, często nachalnych naganiaczy. Nie do końca odpowiada mi ten klimat. Patrzę na kamienice wznoszące się w tej dzielnicy – niewątpliwie mają swój urok, ale są na tyle zniszczone, że większość z nich wygląda jakby się miały za chwilę zawalić. Mimo to, w dzielnicy można znaleźć prawdziwe perełki, jak na przykład Cerkiew Matki Boskiej Kazańskiej. Nie spodziewałam się nawet takiego, stosunkowo małego, miksu kultur.
Plaza de la Catedral
Cerkiew Matki Boskiej Kazańskiej
Jaka jest Hawana? Pociągająca, a za razem odpychająca, piękna i brzydka, wyluzowana i trochę niebezpieczna, pełna przepychu w eleganckich dzielnicach, jak Vedado, i strasząca biedą w sklepach z pustymi półkami. Miasto pełne przeciwieństw. Jak już pisałam – można ją albo pokochać, albo znienawidzić. Mimo nie do końca pozytywnych doświadczeń, które opiszę w kolejnym poście, jest to jedno z miast, które urzekło mnie od samego początku. Hawano, chciałabym do Ciebie jeszcze wrócić.
Chcesz więcej opowieści z Hawany? Przeczytaj o hawańskich historiach z Polską w tle i o ciemnej stronie tego miasta! Wybierasz się na Kubę? Mój praktyczny przewodnik pomoże Ci zorganizować wyjazd.
26 komentarzy
Hawana! Marze o niej od dawna a ten wpis jeszcze bardziej mnie nakręcił 🙂
gorąco polecam, jak i całą Kubę 🙂 ten post tylko na zachętę, o Kubie będzie więcej! 🙂
Czuję, że spodobałoby mi się w Hawanie 🙂 I ta katedra! Piękna!
Katedra faktycznie jest super 🙂 a jak lubisz kolorowe klimaty chaosu i bałaganu to stolica Kuby zdecydowanie będzie Ci się podobać 🙂
Och ta Hawana, cudowna… To takie moje miejsce, w którym jeszcze nie byłam 🙂 Właściwie odkąd pamiętam, to moją pierwszą myślą na pytanie, gdzie chciałabym pojechać, była Kuba. Czekam na następne wpisy!
Natalio, no to wiesz… kup bilet i w drogę! a postów o Kubie będzie całkiem sporo 🙂
Bardzo przyjemny zestaw zdjęć, która cudnie ukazują kubański klimat.
PS. śliczną masz tę żółtą sukienkę 🙂
cieszę się, że zdjęcia się podobały 🙂 a za komentarz o sukience ślicznie dziękuję!
Kurcze, tego typu miasta właśnie mnie najbardziej pociągają. Bo nie wiem – ze zdjęć ani z tekstu tego nie mogę ocenić – nie wiem czy mi się tam spodoba. I chociaż nie ciągnie mnie na razie za Atlantyk, to chciałabym kiedyś tam pojechać, żeby sprawdzić, czy ja się zakocham, czy raczej znienawidzę to miasto.
A te samochody…! Chcę! 🙂
oj tak, samochody są mega! też lubię nieoczywiste miejsca, a Hawana wcale nie jest tylko kolorowa, ma też swoją ciemną stronę, o której napiszę wkrótce 🙂
Zdjęcia robią wrażenie. Szczególnie to z taksówkarzem odpoczywającym w pracy 😉 Ale jak wszyscy wiemy z podróży to nie jedyny kraj, gdzie można spać w dowolnej pozycji w dowolnym miejscu 🙂
oj tak, nie wiem czemu, ale z odpoczywający rikszarze zdecydowanie kojarzą mi się z Azją 🙂
piszesz o niebezpieczeństwach .. gdzie one się czaja i jakiego typu są to zagrożenia .?
trzeba mieć się na baczności przed kieszonkowcami czy drobnymi rabusiami, którzy licząc na łatwy „zarobek” nie raz okradają turystów, zazwyczaj pod osłoną nocy, a takich miejsc jest w Hawanie wiele, bo zasadniczo brakuje tam latarni i dobrego oświetlenia miejsc po zmroku.
Dzięki za interesujące informacje o Kubie! Piszesz o kieszonkowcach – czy można się jakoś przed nimi bronić? Czy masz jakieś rady – nie brać ze sobą zbyt dużej ilości gotówki, chować pieniądze w saszetkach pod koszulką? Może są jakieś ulice, których należy unikać?
Bardzo podoba mi się twoja relacja. Planuję wraz z partnerem wybrać się na początku grudnia na Kubę. Jak myślisz czy pogoda na zwiedzanie ale również na plażowanie będzie odpowiednia? Nie chcielibyśmy zmarznąć ani zmoknąć. W jakim terminie Ty byłaś? dziękuję za poradę.
Dziękuję, bardzo mi miło! Początek grudnia jest bardzo dobrym okresem – padać nie powinno już w ogóle, a bylibyście jeszcze chwilę przed szczytem turystycznym, który przypada na okres świąteczno-noworoczny 🙂 Ja byłam na przełomie października i listopada i zdarzały się czasem małe przelotne deszcze, które same w sobie nie były takie złe, bo dawały odetchnąć 🙂 Jeśli potrzebujecie więcej porad praktycznych dot. wyjazdu na Kubę, to stworzyłam o tym osobny post. pozdrawiam!
Te zdjęcia i opis naprawdę przekonał mnie aby odwiedzić Hawanę. 🙂
Byłaś sama czy z kimś na Kubie? Uważasz, że to niebezpieczne miejsce na podróż dla samotnej dziewczyny? 😉 Wiadomo, że wszędzie może coś się stać – czy to na drugim końcu świata czy w miejscu zamieszkania ale czy Kuba jest szczególnie niebezpieczna na podróż w pojedynkę?
Podpinam się pod pytanie 😉 też kusi mnie Kuba, ale towarzysza podróży brak 🙂
Masz już jakieś wstępne plany np. odnośnie terminu? 🙂
myślałam o końcu stycznia albo luty 2017
Jakbyś szukała kompanki do podróży to to mój mail: ks92@onet.eu 🙂
Też myślałam o podobnym terminie.
Pobyt: 09-22.02.2017 w planie jest Varadeo, Trnidad, VInales i Havana.
Witaj, ja jeszcze 2 dni temu byłam w Hawanie a teraz czytam ten post. Do Hawany ani na Kubę nie chciałabym wrócić i zapewne nie wrócę. Przyznaję, że miasto i kraj nie pozostawiają obojętnym. To podróż do przeszłości. Jednak nie budzi to sentymentu ale współczucie dla mieszkańców, którzy mają coraz większą świadomość odcięcia od reszty świata. Odcięcia do możliwości rozwoju, swobody. Miałam szczęście trafiać na ludzi szczerych, którzy nie bali się o tym mówić. Częściowo może dlatego rozumiem ich pazerność bo tak trzeba wprost nazwać to w jaki sposób podchodzą do „bogatych” turystów. Uśmiech i pozorna wesołość to przykrywka. Doceniam jednak to, że mimo biedy i trudności stać ich na ten uśmiech. Nie sposób odmówić Kubańczykom otwartości i życzliwości. A sama Hawana musiała być obłędnie piękna kiedyś, kolonialne budynki zachwycały a teraz walą się jeden po drugim. Kilkanaście odnowionych budynków to jak kropla w morzu. Reszta przeraża brudem, strach przejść chodnikiem bo nie wiadomo czy spadnie nam na głowę balkon czy zostaniemy oblani brudną wodą. I wszechobecny zapach uryny. Bezrobotni i znudzeni mieszkańcy całe dnie podpierający ściany swoich domów. Taka jest Hawana…
Barrio Chno to jedno z ciekawszych miejsc Hawany z całą pewnością. Szkoda, że niewiele pozostało już z dawnej dzielnicy. Hawana i Kuba nie zbyt dbają o swoje dziedzictwo. Zresztą, to właśnie w chińskiej dzielnicy spotkaliśmy najciekawszą rzecz w całej kubańskiej stolicy, czyli… chiński cmentarz. Można tam znaleźć groby wpływowych chińskich masonów 😀 Niesamowite zderzenie dwóch światów. Po tej nekropolii oprowadził nas stróż z tego cmentarza, otworzył nam groby i grobowce, był nienaturalnie podniecony perspektywą pokazania turystom kości chińczyków. Upiorne przeżycie :/ Nie mniej, warto polecić, bo o tym cmentarzu trudno jest znaleźć informacje w sieci, a miejsce warte zachowania głównie z uwagi na odchodzące w niepamięć dziedzictwo…