Od czego to się wzięło?
Jest senny kwietniowy wieczór. Nie mam na nic ochoty, więc jak typowy Polak siedzę na Facebooku i bezwiednie przeglądam nowe posty od znajomych. Na ekranie pojawia się podświetlona koperta z czerwoną cyferką. Klikam i otwieram konwersację z Pafciem – starym, dobrym kumplem ze studiów.
– Siemanko, co tam? Masz jakieś plany wyjazdowe na czerwiec? – zagaja. – Nie, na urlop pojadę pewnie później. – odpowiadam niezdecydowana. – To może wpadłabyś do Barcelony na imprezkę? – Jaką imprezkę? -pytam zdziwiona. – A bo wiesz, biorę ślub z Rosą, no to imprezka też będzie – tłumaczy Pafcio z wrodzoną nonszalancją.
Jestem w niemałym szoku. Znam go od lat i mogę potwierdzić, że jest najbardziej wyluzowanym kolesiem, którego miałam okazję napotkać w moim życiu. Ba, mogę powiedzieć, że wiedziałam to nawet jeszcze przed naszym oficjalnym poznaniem – okazało się, że chodziliśmy razem na zajęcia przygotowujące do matury z historii, z tym, że ja pilnie robiłam notatki, a on czytał Przegląd Sportowy w ostatniej ławce. A teraz nasz wyluzowany Pafcio postanowił sie ustatkować. Zdziwienie przekształca się powoli w radość i ekscytację. – No jasne, że pojadę na wasz ślub! – odpisuję po chwili.
Paweł i Rosa
Historia jakich wiele: poznali się na Erasmusie w niemieckim Bonn. Paweł sam mówi o tym, jak było – Zobaczyłem ją na imprezie, spodobała mi się, podszedłem, zagadałem i tak już zostało. Wbrew powszechnym faktom mówiącym o tym, że związki erasmusowe kończą się wraz z końcem wymiany, związali się na dłużej. Rosa: spokojna, wyważona, serdeczna i Pafcio: sympatyczny jajcarz z dużą dozą dystansu do wszystkiego.
Wyjazd i przygotowania
Zupełnie przypadkiem trafiam na pana młodego na lotnisku. Okazało się, że tym samym lotem, co ja leciała jego mama i spora część rodziny. Pafcio zabiera nas do Barcelony. Pytam, czy wszystko ma już dopięte na ostatni guzik, na co on z jak zawsze rozbrajającą szczerością odpowiada: – No co Ty, jeszcze jutro muszę jechać do diagnostyka zrobić badania auta, no i wódkę kupić, bo sala weselna jej nie zapewnia. Dobrze, że w Auchan jest Sobieski!
Dzień później wsiadam do autobusu wiozącego nas na ceremonię, który powoli zapełnia się międzynarodowym tłumem. Oprócz oczekiwanych Polaków, Katalończyków czy Hiszpanów jest duża ilość Belgów, kilkoro Francuzów czy Włochów, Greczynka, Argentyńczyk czy Wenezuelka – istny tygiel kulturowy, co bardzo mi odpowiada i daje nadzieje na bardzo fajną imprezę w tym towarzystwie.
Jak wyglądało moje wielkie katalońskie wesele?
Ślub odbywa się w rodzinnej miejscowości panny młodej położonej około 100 kilometrów na północ od Barcelony, Sant Feliu de Guixols, nad którą góruje potężny, kamienny monastyr zbudowany już w X wieku. Po chwili dostrzegam Pafcia, chyba po raz pierwszy w życiu w garniturze. Ustala ostatnie szczegóły ze świadkiem, przestępując jednocześnie nerwowo z nogi na nogę. Obdarzam go promiennym uśmiechem i kilkoma słowami otuchy. Ceremonia nie trwa dłużej, niż pół godziny i nie jest tradycyjną mszą. Ba, sama uroczystość nie jest nawet po katalońsku, tylko po hiszpańsku z polskimi wstawkami, chyba ze względu na nasz międzynarodowy tłum.
Zaraz po ślubie przemieszczamy się do Sant Antoni de Calonge, gdzie w pięknej scenerii ogrodu położonym na wzgórzu rozpoczyna się nasze katalońskie wesele. Na początek jest to typowe garden party. Mamy tu i aperitivo i ogromną ilość finezyjnie przygotowanych tapas, zarówno klasycznych, jak i tych bardziej podpadających pod kuchnię fusion. Sama impreza w ogrodzie trwa dużo dłużej, niż przypuszczałam – w sumie jakieś cztery godziny, podczas których dosyć swobodnie przebiega integracja w naszym międzynarodowym tłumie.
Pod wieczór impreza przenosi się do restauracji, czyli domu z kamienia znajdującego się zaraz obok wspomnianego ogrodu. Tam – w przeciwieństwie do naszego polskiego weselnego rozpasania – jesteśmy jedynie uraczeni jednym dwudaniowym posiłkiem oraz tortem. Przez resztę wieczoru zapomnijcie o jedzeniu! Dostępny jest tylko alkohol i to w dużych ilościach. Jeden z gości ma trafny komentarz do zaistniałej sytuacji: – Dobrze, że Katalończycy tyle dziś piją, bo normalnie są na maksa drętwi, przynajmniej niektórzy z tych tu obecnych. Impreza trwa ledwie do drugiej w nocy, a mimo to, nie każdemu udaje się dotrwać w dobrym stanie do końca wesela. Wiadomo, południowcy i ich słabe głowy…
Moje wrażenia
Nie wiem, jak Pafcio z Rosą to zrobili, ale udało im się tak dobrać gości, że wszyscy razem bawiliśmy się wyśmienicie i mam tu na myśli nie tylko wspomniany już międzynarodowy tłumek, ale też polską rodzinę i wreszcie nas, kilkoro przyjaciół ze studiów. Minusem jest dosyć szybki koniec imprezy – wielu z nas, w tym ja, mieliśmy ochotę i energię na zabawę przez jeszcze dobrych kilka godzin! Z naszą nowo poznaną ekipą spędziliśmy nie tylko katalońskie wesele, ale też cały następny dzień na raczej pustych plażach Calonge. Mam ochotę na więcej spotkań w tym gronie – Paweł, mam nadzieję, że to czytasz i pomyślisz o ustaleniu terminu spotkania w jakiś jesienny weekend!
A Wy macie jakieś doświadczenia ze ślubami za granicą? Czy było na nich coś, co Was kompletnie zaskoczyło lub nie podobało?
23 komentarze
Bardzo ciekawie opisane, widać że była świetna zabawa w przepięknej scenerii. Ja niestety jeszcze nie byłam na żadnym weselu za granicą. Pozdrawiam.
Dziękuję za miłe słowa. Oj tak, sceneria była świetnie zaranżowana!
Nigdy nie byłam na zagranicznym ślubie czy weselu. Może kiedyś. Polsko-katalońskie zaś o którym piszesz to zdecydowanie w moim stylu 🙂
Zobaczysz, prędzej czy później nadarzy się okazja i polecam jej nie przegapić, bo to świetne doświadczenie!
To musiało być niezwykłe przeżycie brać udział w takim weselu. Faktycznie, dość krótko, ale w sumie… Nie wiadomo co byłoby potem z gośćmi ze słabymi głowami 😉
Nie było to aż tak niezwykłe przeżycie, ale na pewno fajne wydarzenie w moim życiu. A co do gości to faktycznie… część z nich mogłaby mieć spore problemy dnia następnego (które i tak mieli 😉
Hej! Ja mieszkam w Hiszpanii i byłam na hiszpańskim ślubie 😉 (nie w Katalonii) Z tego co wiem, to po imprezce Hiszpanie często się przenoszą do baru – jeśli ślub jest w mieście, bo często jest w jakimś fajnym miejscu poza i wtedy nie bardzo 😉 Nawet panna młoda i pan młody idą w swoich strojach do baru, dyskoteki, siadają, piją, rozmawiają… I tak, ślub na którym byłam ja, też się tak „wcześnie” skończył. Pozdrawiam!
W naszym wypadku nie przenieśliśmy się do baru, bo hotel, w którym odbywało się wesele był nieco na uboczu małego, sennego miasteczka. A szkoda! Chętnie zobaczyłabym (i sfotografowałabym) pannę młodą przy barze 🙂 A jak Twoje wrażenia z wesela, na którym byłaś?
Świetna miejscówka i na ślub i na wesele.
Też tak uważam 🙂
Jak fajnie zobaczyć, jak się odbywają takie ceremonie w innym kraju! Szkoda, że ja nie znam żadnego Pafcia, który by zaprosił na takie katalońskie wesele! Zazdroszczę! 🙂
Nigdy nie wiesz, jak potoczą się losy Twoich kumpli 🙂 M0że trafi się katalońskie, a może włoskie czy brazylijskie!
Ciekawe doświadczenie i piękne zdjęcia 🙂 Musiało być fajnie 🙂
Dziękuję, o tak, dawno się tak dobrze nie bawiłam!
Tak jak nie lubię wesel, tak tych zagranicznych nie odpuściłabym. Praktycznie w każdym kraju inaczej się to odbywa. W sobotę mam swoje i też będzie trochę zagranicznych gości. I jestem pewna, że długo będą wspominać to polskie…
Ja podobnie – setne wesele jakiegoś kuzyna w Polsce odpuszczam bez żalu, a tu od razu wiedziałam, że nie przegapię możliwości wyjazdu. Trzymam kciuki, aby Twoje wesele przebiegło po Twojej myśli oraz życzę powodzenia na nowej drodze życia!
Super, że mogłaś coś takiego przeżyć. Mi niestety jeszcze nie było dane uczestniczyć w weselu w innym kraju, ale moja koleżanka była w Egipcie i też jest zachwycona.
Kto wie, może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja 🙂
Przepiękne miejsce na wesele 😀 Sama bym tak chciała! Pogoda, miejsce, ludzie, jedzienie – wszystko wydaje się idelane właśnie oprócz tego, że impreza kończy się wcześniej. Za to właśnie wielu znanych mi obcokrajowców uwielbia polskie wesela 😉
Ja sobie kiedyś wymarzyłam ślub na jednej portugalskiej plaży i mam nadzieję, że to marzenie się kiedyś spełni 🙂 a to, że obcokrajowcy lubią nasze wesela w ogóle mnie nie dziwi! Lots of vodka and nice Polish girls – to im wystarczy do szczęścia!
Fajnie tak wybrać się na wesele w międzynarodowym towarzystwie! Na pewno musiało być ciekawie, a z tego co widzę na zdjęciach świetnie się bawiliście 🙂 Ja jeszcze nie miałam okazji brać udziału w takim wydarzeniu za granicą, ale jeśli tylko nadarzyłaby się okazja, zwłaszcza w Hiszpanii, to starałabym się jej nie przegapić 🙂
Świetne miejsce i bardzo piękna suknia. Pozdrawiam
Dziękuję! 🙂