2019 był bardzo dobrym rokiem, ba, mogę twierdzić, że jednym z najlepszych w moim życiu! Śmiało kontynuowałam w nim ścieżkę obraną w 2018, kiedy pilotaż wycieczek stał się nie tylko moim zawodem, ale też sposobem na życie. Większość moich podróży w poprzednim roku to te związane z wyjazdami zawodowymi, ale udało mi się też pojechać w kilka miejsc bliskich mojemu sercu.
STYCZEŃ
Początek roku to już właściwie środek zimowego sezonu turystycznego związanego z przerwą świąteczno-noworoczną oraz feriami. Zanim około 10 stycznia wróciłam na ponad miesiąc na Wyspy Zielonego Przylądka, zdążyłam jeszcze wyskoczyć na weekend do Gdańska świętować z moją przyjaciółką jej urodziny. Po przylocie na Cabo, kolejnym grupom pokazywałam najpiękniejsze zakątki wysp Sao Vicente i Santo Antao, a sama pogłębiałam zawarte tam na miejscu przyjaźnie, zarówno z Polakami, jak i miejscowymi. Dawno nie byłam w miejscu, w którym było mi tak dobrze, wręcz jak w domu. Podobne odczucia miałam ostatnim razem przeprowadzając się do Timoru Wschodniego w 2016 czy mieszkając w Lizbonie w 2010 roku.
Liczba dni w podróży: 22
W chmurach na Santo Antao, Wyspy Zielonego Przylądka
LUTY
W drugim miesiącu roku kontynuowałam mój pobyt na Cabo Verde i mimo różnych trudniejszych chwil (m.in. krótkiego pobytu w szpitalu) ze smutkiem żegnałam wyspy. W drugiej połowie miesiąca pilotowałam wycieczkę po środkowej Tajlandii i Kambodży. I jak Tajlandia mnie niczym specjalnym nie zaskoczyła (choć do Bangkoku zawsze lubię wracać), to Angkor Wat w Kambodży zrobił na mnie niewiarygodne wrażenie i jest to jedno z miejsc, do których z radością wracam. Intensywność pracy spowodował jednak, że miesiąc kończyłam na rezerwie sił i energii, z radością czekając na upragniony urlop zaplanowany na marzec.
Liczba dni w podróży: 23
Ruiny Ta Prohm, kompleks Angor Wat, Kambodża
MARZEC
To jeden z miesięcy, kiedy w ogóle nie pracowałam, tylko poświęciłam czas na odpoczynek i pomoc bliskim. Na początku miesiąca poleciałam do mojej ukochanej Portugalii, gdzie od prawie 15 lat wracam przynajmniej raz do roku. Tym razem padło jak zawsze na Lizbonę i wizytę u mojej przyjaciółki Catii, ale też na odwiedzenie kilku nieznanych mi wcześniej miejsc. Najpierw pojechałyśmy do Taviry, rodzinnego miasta Catii w Algarve. Okazja była wyjątkowa, bo jej tata kończył 70 lat! Tam też moja amiga pokazała mi ogromne gaje pomarańczowe należące do jej rodziny. Aromatu i intensywności kwitnącej pomarańczy nie zapomnę chyba nigdy. Wracając do Lizbony przejechałyśmy przez interior Alentejo i mało znane, ale bardzo klimatyczne miejscowości. Nie byłabym sobą, jakbym nie chciała odwiedzić nietypowego miejsca. Tym razem było to lotnisko w Beja, które co prawda zostało oddane do użytku, ale skąd nigdy nie rozpoczęto lotów komercyjnych.
Liczba dni w podróży: 10
Gaj pomarańczowy, Algarve, Portugalia
KWIECIEŃ
Kwiecień to kolejny miesiąc przerwy w pracy, kiedy to postawiłam na intensywne wyjazdy. W kwietniu znowu wróciłam do Portugalii, tym razem obierając za cel Maderę. Mogę przyznać, że był to najgorszy wyjazd całego roku. Madera co prawda okazała się – zgodnie z przypuszczeniami – piękna, jej kuchnia jedna z najlepszych w całej Portugalii, ale wszystko zepsuła… pogoda. Na tydzień pobytu na „wyspie wiecznej wiosny” przypadły jedynie 2 bezdeszczowe dni, a w kolejne 2 lało tak, że nie było nawet po co wyjeżdżać z Funchal. Nie powiem, to nieco zepsuło moje plany, bo nastawiłam się tam na aktywną turystykę pieszą i trekkingi.
Tydzień po powrocie z Portugalii, pojechałam do Cieszyna na kolejny zjazd blogerów podróżniczych. Świetnie było tam spędzić kolejne prawie bezsenne noce na rozmowach z przyjaciółmi, których poznałam dzięki prowadzeniu tego bloga.
Koniec miesiąca to z kolei kolejna wizyta w Gdańsku, tym razem na Gdańsk LOTOS Siesta Festival, gdzie pojechałam, aby zobaczyć koncert mojej ulubionej kabowerdyjskiej gwiazdy – Mayry Andrade, z którą nawet miałam okazję zamienić kilka słów.
Liczba dni w podróży: 13
Ponta do Largo, Madera, Portugalia
MAJ
Jeszcze pod sam koniec kwietnia wyleciałam na dwa tygodnie do Indonezji do pracy. Niesamowicie się cieszyłam na powrót do jednego z dwóch moich ulubionych krajów azjatyckich. Pokazywałam grupie najpiękniejsze zakątki Jawy i Bali, które sobie nieco odczarowałam. Byłam już wcześniej 3 razy na Bali, ale co by nie powiedzieć, ta wyspa nigdy nie skradła mojego serca. Tym razem zmieniłam nieco zdanie o niej, może nawet się trochę polubiłyśmy? W każdym razie odwiedzenie wcześniej mi nieznanych zakątków tej wyspy, szczególnie na północy, dało mi apetyt na więcej. Podczas powrotu do Polski miałam jeszcze okazję szybkiego zwiedzenia Dubaju i przekonałam się, że to miasto zupełnie nie dla mnie.
Kilka dni po powrocie z Azji zabrałam mamę na coroczny wspólny wypad. Już od kilku lat moja mama wybiera sobie kierunek, który chciałaby odwiedzić, a ja ją tam zabieram. Tym razem padło na hiszpańską Andaluzję, którą sama odwiedziłam 10 lat wcześniej. Byłyśmy więc w Kordobie, Sewilli, Kadyksie i Maladze, rezygnując niestety z Granady ze względu na to, że nie było już biletów do słynnej Alhambry. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że na kilka pierwszych dni naszego zwiedzania nałożył się ogromny jet lag, który miałam po powrocie z Indonezji.
Liczba dni w podróży: 19
Alkazar, Kordoba, Hiszpania
CZERWIEC
Szósty miesiąc w roku bardzo intensywnie spędziłam w pracy. Na początku miesiąca otworzyłam sezon objazdówek po Bałkanach, spędzając 3 tygodnie w Albanii, Kosowie i Macedonii Północnej. Do Albanii wróciłam po kilku latach i z pozytywnym zaskoczeniem obserwowałam zmiany, jakie zaszły w tym kraju. A zmiany były ogromne, przede wszystkim na poziomie infrastruktury i dróg, ale też w mentalności Albańczyków, którzy kiedyś wydawali mi się mocno patrzący na kasę turystów. W czerwcu poznałam kilka wcześniej nieznanych mi zakątków tego bałkańskiego kraju, jak i spotkałam się ze starymi znajomymi, chociażby w Kosowie.
Liczba dni w podróży: 22
Błękitne Oko, Albania
LIPIEC
Początek lipca to chyba najbardziej niespodziewany wyjazd 2019 roku. Otóż pojechałam pilotować grupę do Indii i na… Malediwy. Jeśli ktoś choćby kilka miesięcy wcześniej powiedział mi, że odwiedzę ten rajski archipelag, to popukałabym się w głowę. A tu nagle leciałam już nad niezliczonymi atolami formującymi to państwo. Na Malediwach miałam okazję zobaczyć, jak wygląda prawdziwe codzienne życie mieszkańców na wyspie Hulhumale, z dala od resortów. Były to bardzo ciekawe obserwacje, bo to właśnie tam przesiedlono większość mieszkańców po drastycznym w skutkach tsunami w 2014 roku.
Wizyta w indyjskiej Kerali też była strzałem w dziesiątkę. Oprócz zobaczenia wpływów portugalskich, które tak bardzo lubię śledzić na świecie (a to właśnie w Kerali zmarł nie kto inny, jak Vasco da Gama!), Indie południowe zachwyciły mnie swoją przepiękną naturą i to zarówno ogromnymi, ciągnącymi się kilometrami polami herbacianymi, jak i rozlewiskami rzecznymi zwanymi backwaters. Z ogromną przyjemnością będę tam wracać!
W krótkiej przerwie między wyjazdami z pracy udało mi się jeszcze pojechać nad polskie morze i odwiedzić zarówno kuzynkę w Ustce, jak i przyjaciółkę w Gdańsku. Później wróciłam do Tajlandii i Kambodży.
Liczba dni w podróży: 25
Plantacja przypraw, Kerala, Indie
SIERPIEŃ
Początek ósmego miesiąca w roku to pobyt w Tajlandii, kiedy już czułam pewne przemęczenie intensywnością sezonu letniego. Ledwie po kilku dniach od powrotu znowu byłam w samolocie, tym razem wracając do Afryki. Dwa tygodnie pracy na Madagaskarze z jednej strony obfitowały w cudne krajobrazy i wspaniałych lokalnych ludzi, z którymi pracowałam. Z drugiej strony zdrowotnie był to bardzo ciężki okres – przez tydzień miałam na tyle silną biegunkę, że bez antybiotyków się nie obyło. Co w tym było najgorsze? Nie miałam taryfy ulgowej, nie miałam zastępcy, nie miałam jak pójść na zwolnienie – po prostu każdego dnia musiałam wstawać do pracy i nie raz spędzać 5 czy 6 godzin w jeepach jeżdżąc po malgaskich wertepach. Czy się skarżę? Absolutnie nie, chcę jedynie pokazać, że praca pilota to nie tylko tęcze i jednorożce.
Liczba dni w podróży: 23
Wyspa Nosy Iranja, Madagaskar
WRZESIEŃ
Ostatni miesiąc sezonu letniego i kolejny ciężki miesiąc dla mnie. Wróciłam na 3 tygodnie na Bałkany, by ponownie prowadzić grupy przylatujące do Tirany. Od początku wyjazdu miałam problemy ze zdrowiem – najpierw przeziębienie i utrata głosu (jakże katastrofalna w skutkach przy mojej pracy!), a później chroniczne zmęczenie, które przyszło po całym letnim sezonie. W tym miesiącu nie raz spałam po 9 czy 10 godzin, a budząc się czułam, jakbym przespała jedynie dwie. Ciężko było mi też wykrzesać z siebie energię, która przez większość życia jest moją drugą naturą. Na domiar złego, na kilka dni przed końcem sezonu Albanię nawiedziło trzęsienie ziemi, które na szczęście nie wpłynęło bezpośrednio na moją grupę, ale pośrednio wszyscy byli zestresowani. Wróciłam do domu z poczuciem ulgi i zaplanowanymi 40 dniami urlopu.
Liczba dni w podróży: 22
Ochryda, Macedonia Północna
PAŹDZIERNIK
Dziesiąty miesiąc roku był moim miesiącem wakacji, które postanowiłam spędzić wracając na Wyspy Zielonego Przylądka. Cały archipelag składa się z 10 wysp, ja podczas mojej pracy odwiedziłam jedynie 4 z nich i miałam ochotę na więcej. Tym razem wybór padł na 3 kolejne z grupy wysp południowych: Santiago, Fogo i Brava. Santiago – stołeczną wyspę – chciałam odwiedzić, by wyrobić sobie o niej zdanie, Fogo, by spróbować lokalnych win na miejscu i by wejść na najwyższy szczyt archipelagu, a Bravę z tego względu, że jest najmniej dostępna i najbardziej dzika. Z tej podróży zapamiętam najbardziej wejście (i zejście!) z Pico do Fogo – to moja pierwsza wyprawa w góry po złamaniu nogi w 2017 roku. Pokazało mi to tylko, że niemożliwe nie istnieje! Poza tym w tej podróży po raz kolejny Kabowerdyjczycy pokazali mi, jak wspaniałym są narodem i dlaczego tak chętnie wracam na ten archipelag. Wypoczęta i z naładowanymi bateriami wróciłam do Polski i koniec miesiąca spędziłam na przygotowaniach do pilotażu w nowym kraju.
Liczba dni w podróży: 17
Pico do Fogo, Wyspy Zielonego Przylądka
LISTOPAD
Nowym krajem, do którego jechałam w listopadzie, był Meksyk. Nieco obawiałam się tej podróży wymagającej ogromnej wiedzy historycznej, ale pilotaż odbył się bez większych problemów. Zaprzyjaźniłam się też z lokalnym przewodnikiem – dawno nie spotkałam nikogo w pracy, z kim tak szybko zaczęlibyśmy nadawanie na wspólnych falach! Meksyk bardzo pozytywnie mnie zaskoczył – z jednej strony przepięknymi zabytkami z czasów prekolumbijskich, z drugiej zawsze sympatycznymi ludźmi, z trzeciej – jedzeniem! To kraj, do którego chętnie wybiorę się jeszcze nie raz.
W drugiej połowie miesiąca wróciłam na stare śmieci i po raz kolejny pilotowałam grupy na Wyspach Zielonego Przylądka. Jaką miałam w sobie radość wracając w dobrze mi znane miejsca po ponad pół roku nieobecności! Ta euforia udzieliła się też moim klientom, którzy tak samo pokochali wyspy. To był też czas przekraczania moich własnych barier – zaczęłam mówić po kreolsku, czyli w języku wysp, ba, ja w nim nawet śpiewałam dla lokalnej publiczności i moich gości 🙂
Liczba dni w podróży: 25
Stanowisko archeologiczne Monte Alban, Meksyk
GRUDZIEŃ
Z początkiem miesiąca odstawiłam ostatnią grupę na lotnisko, a sama zostałam jeszcze tydzień na kabowerdyjskiej wyspie Sal. Spędziłam ten czas z lokalnymi znajomymi, lecz dobitnie przekonałam się, że wakacje w miejscu, gdzie mamy tylko plaże i resorty, nie są dla mnie. Z pewną nostalgią, ale też radością wróciłam do Polski na 2 tygodnie, podczas których świętowałam moje urodziny oraz Święta Bożego Narodzenia z najbliższymi.
Koniec roku to już powrót do pracy. Nowy Rok spędziłam na rozmowach z zaprzyjaźnioną pilotką pośrodku niczego w Tajlandii i mimo że był nietypowy, to mogę go nazwać jednym z fajniejszych sylwestrów ever! 2020 zaczął się więc świetnie!
Liczba dni w podróży: 11
Saliny Pedra de Lume, wyspa Sal
Czy to jest miłość, czy zwykłe zadurzenie?
Jak zauważyliście z mojego podsumowania, mam nowy ulubiony kraj i nazywa się on Wyspy Zielonego Przylądka. Uwielbiam to miejsce za niesamowite krajobrazy i różnorodność przyrody, za fascynującą muzykę, relaksujący klimat, za to, że dzięki znajomości portugalskiego mogę się tam porozumieć z każdym. Przede wszystkim jednak uwielbiam to miejsce za ludzi – serdecznych, roześmianych, wyczilowanych, ale też podchodzących do innych z dużym szacunkiem. Mam też wrażenie, że mój charakter i osobowość nie różni się wiele od wyspiarskiego i chyba dlatego tak dobrze mi w tym miejscu. Czy wyspy na dłużej zagoszczą w moim sercu? To się okaże… Na razie wiem, że to miejsce, do którego będę wracać, tak samo zresztą jak do mojej ukochanej Portugalii!
Zmiany w pracy, zmiany w sobie
W 2019 roku zauważyłam wiele zmian w sobie. Po pierwsze – posiadanie satysfakcjonującej pracy totalnie wpłynęło na inne aspekty życia. Możliwość realizacji mojej pasji w pracy, pokazywanie różnych zakątków globu klientom i ich radość z tego, co wykonuję, przełożyły się na zupełnie inne postrzeganie obowiązków służbowych. Już nie odliczam dni do końca dnia w pracy, a nie raz bywa i ta, że nie mogę się doczekać kolejnego wyjazdu wyjazdu.
Widzę również, jak przebywanie większość czasu w roku w miejscach o dużym nasłonecznieniu wpływa na moje samopoczucie. Nigdy wcześniej nie nazwałabym się meteopatką, a przez ostatni rok zaobserwowałam, że przebywanie w słonecznych rejonach tylko wyzwala we mnie ogólnie pojętą radość i więcej energii . Dlatego właśnie większość czasu jesienią i zimą staram się spędzać w pracy i zdecydowanie dobrze na tym wychodzę!
Nowe podejście do relacji
Wiele razy słyszałam, że przy tak niestabilnym trybie życia, jak moje, ciężko będzie mi utrzymać relacje z bliskimi. Jest wręcz odwrotnie! Te stosunkowo niewiele dni wolnych, kiedy jestem w domu, spędzam z tymi, na których zależy mi najbardziej. Moje grono najbliższych znajomych nieco się przerzedziło, ale jest to zmiana na plus, gdyż mam wokół siebie prawdziwych przyjaciół, za którymi skoczyłabym w ogień.
Inną kwestią są nowe znajomości zawarte właśnie w pracy. Zdecydowana większość pilotów i rezydentów, których los postawił mi na mojej drodze, to świetni ludzie. Z częścią z nich zdążyłam się już zaprzyjaźnić – w końcu nic nie jednoczy tak bardzo jak wzajemne zrozumienie naszego dosyć nietypowego zawodu.
Naj w 2019 roku:
- największa niespodzianka podróżnicza – Malediwy
- największe rozczarowanie podróżnicze – Madera (ale tylko ze względu na pogodę!)
- najpiękniejszy moment w podróży – wejście na wulkan Fogo na Wyspach Zielonego Przylądka
- najlepszy moment w podróży z kimś – pokazanie mojej mamie Andaluzji
- najgorszy moment w podróży – tygodniowa biegunka na Madagaskarze (gdzie byłam w pracy!)
- najpiękniejszy zachód słońca – pewnego wrześniowego dnia w albańskiej Sarandzie
- najlepsza przeczytana książka – „Pianie kogutów, płacz psów” Wojciecha Tochmana, a zaraz za nią „Z miłości. To współczuję” Agaty Romaniuk
- najczęściej słuchana piosenka – Mayra Andrade – Manga
- najbardziej wzruszający moment – świadomość tego, że mogę chodzić z powrotem po wysokich górach (po wejściu i zejściu z Fogo)
2019 w liczbach
- 63 odbytych lotów, w tym 15 prywatnych i 48 służbowych
- 117.385 km lotów (okrążyłam ziemię prawie 4,5 razy!)
- 15 odwiedzonych krajów, w tym 5 nowych
Plany na 2020 rok
W Nowym Roku jak najmniej czasu chcę przebimbać. Z jednej strony zupełnie naturalne jest, że po powrocie z pilotażu potrzebuję kilku dni na spowolnionych obrotach, by mój organizm się zregenerował, z drugiej strony widzę, jak wiele dni w zeszłym roku spędziłam nie robiąc niczego specjalnego. Stawiam sobie za cel, aby 2020 był bardziej produktywny – chcę wrócić do regularnego pisania na bloga, być może tworzyć teksty też dla zewnętrznych mediów. Chcę udoskonalić mój warsztat fotograficzny i nauczyć się dwóch języków obcych (a przynajmniej ich podstaw). Chcę móc zobaczyć wymierne efekty mojej pracy pod koniec roku.
Z planów podróżniczych to w obecnej chwili nie mam ich za wiele. Praca w lutym zaprowadzi mnie do Afryki, a w marcu do Azji. Dalej jest jeszcze niewiadoma, na którą niecierpliwie czekam. Już w marcu zabiorę moją mamę ponownie we wspólną podróż. Gdzie tym razem? Potrzymam Was jeszcze chwilę w niepewności 😉 Sama z kolei chciałabym w końcu udać się na Islandię, ruszyć jednym z nepalskich szlaków i pojechać w polskie góry. Nie zabraknie też na pewno corocznego powrotu do Portugalii. Na razie 2020 to kolejny rok, który rysuje się w kolorowych barwach.
Które wydarzenie z mojego 2020 roku najbardziej Cię zaskoczyło i dlaczego?
2 komentarze
Szkoda tej Madery. A taka piękna jest. Ja byłem na wyspie na przełomie lutego i marca przez 3 tygodnie. Miałem ogromnego farta. Nie miałem, ani 1 dnia deszczowego. Jedynie raz padało, ale w nocy. No cóż, cuda się zdarzają. A na Maderę musisz wrócić koniecznie. Levady to jest to.
Witaj, obserwuję Twoj blog od 2-3 lat….generalnie – z czystej sympatii …Czuje się ze znalazlas wlasciwy pukt podparcia na kawałek zycia (a moze i na dłuzej). poza tym-rozkwitasz …a sympatia rośnie. szczere pozdrowienia.