Marzec to pierwszy po kilku miesiącach pełnoetatowy miesiąc w drodze. W siódmym miesiącu mojej podróży kontynuowałam trasę po Tasmanii, zachwyciłam się Melbourne i wreszcie poleciałam gdzieś poza Australię: trafiłam do Nowej Zelandii.
Zachwyt nad Tasmanią
Pierwszy tydzień marca kontynuuję moją trasę przez Tasmanię. Odkrywam piękno zachodniego wybrzeża i zachwycam się prawie na każdym kroku. Lazur morza kontrastuje ze wściekle pomarańczowymi głazami rozrzuconymi na szerokiej piaszczystej plaży, do której docieram bocznymi, jednokierunkowymi drogami. Moja biała strzała obiera kierunek na północ wyspy. Żółte, wypalone pola z rozrzuconymi gdzieniegdzie kępkami krzaków powoli ustępują miejsca zieleni traw, pnącym się w góry drzewom i krajobrazowi tak podobnemu do tego, który zostawiłam za sobą w Polsce. Z każdym przebytym kilometrem na południowy zachód drzewa gęstnieją, a nieśmiałe pagórki zmieniają się w strzeliste góry, których szczyty schowane są gdzieś w obłokach. Chłonę to piękno całą sobą, obcuję z przyrodą ile się tylko da.
Ludzie poznani na Tasmanii tylko dopełniają magię tego wyjazdu, a kilka momentów stamtąd pozostanie ze mną już na zawsze. To chwila, kiedy Michaela specjalnie dla mnie zaczyna grać mój ulubiony nokturn Chopina. To chwila, gdy Rebecca opowiada wyciskającą łzy historię rodzinną, analogiczną do tej z filmu „Lion” i przedstawia mi żonę swojego brata, Lankijkę adoptowaną przez australijską parę. To Anne and David, para sześćdziesięciolatków z Hobart, z którymi zawiązuje mi się magiczna więź, mimo, że spędziliśmy razem ledwie kilka dni. To wreszcie Lisa, moja wspaniała towarzyszka podróży, którą poznałam na lotnisku w Hobart, a z którą zaprzyjaźniamy się spędzając dwa tygodnie razem. To kolejna piękna lekcja wdzięczności, że los postawił tych fantastycznych ludzi na mojej drodze.
Stanley, północ Tasmanii
Wyluzowane Melbourne
Po dwóch tygodniach na Tasmanii obrałam kierunek na Melbourne. Nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego miasta, ba, byłam przekonana, że mimowolne porównywanie go do dobrze mi znanego Sydney sprawi, że się z Melbourne nie polubimy. Od samego początku było jednak inaczej. Stukot tramwajów tak przypominający mi rodzinną Warszawę, ciekawa architektura, mnóstwo zachwycającego street artu, fajnych knajpek i… luz. Luz przede wszystkim. Totalny luz, tak kontrastujący z wiecznie spieszącym się gdzieś Sydney. Lubię cię Melbourne!
Melbourne to kolejne miejsce, gdzie spotkałam świetnych ludzi. Staruszek zagadujący w tramwaju i opowiadający o swoich wcześniejszych podróżach. Australijka, która spędziła kilka miesięcy swojego życia w podkrakowskiej Skawinie, a w Melbourne uraczyła mnie pierwszorzędnym żurkiem. Wreszcie Agnieszka z bloga Australove, która wybrała drugie największe miasto Australii na swój nowy dom.
Słynne Bathing Boxes na plaży w Brighton, Melbourne
Kierunek Kiwi
W połowie marca opuściłam Australię i po czterech miesiącach wsiadłam w samolot do nowego kraju. Nowa Zelandia przywitała mnie ogromną ulewą, lecz później pod względem pogody było już tylko lepiej. Z kolejnym towarzyszem podróży poznanym przez fejsbuka wybrałam się w podróż camperem na północ od Auckland, gdzie dnie płynęły mi leniwie na plażowaniu, czytaniu czy pływaniu na bodyboardzie.
Sielanka nie trwała jednak długo. Z powodów zdrowotnych po kilku dniach zawitałam z powrotem do Auckland, gdzie zostałam przez ponad tydzień. Na problemy ze zdrowiem nałożyła się tęsknota za dwoma domami: warszawskim i sydnejskim. Mogę z pełną świadomością powiedzieć, że po 7 miesiącach poza domem zapukał do mnie mały kryzys podróżniczy. W tym właśnie momencie znowu nie zawiedli ludzie. Kilka osób, które jeszcze chwilę wcześniej były mi zupełnie nieznajome, wyciągnęło do mnie pomocną dłoń, a przyjaciele z Polski wspierali na każdym kroku. Dziękuję Wam! Mimo dalszej niepewności co do mojego stanu zdrowia pod koniec marca znowu wyruszyłam w drogę po Nowej Zelandii. Mam nadzieję, że jakoś się wszystko znowu wyprostuje!
Plaża Uretiti, Nowa Zelandia
W marcu 2017 roku po raz pierwszy:
- prowadziłam samochód po lewej stronie drogi
- widziałam diabła tasmańskiego
- widziałam wombata
- byłam w lesie deszczowym
- poleciałam do Nowej Zelandii
- odbyłam roadtripa z prawdziwego zdarzenia starym camperem Jemimą
- pływałam na bodyboardzie
Co Was najbardziej zaskoczyło w moim siódmym miesiącu pobytu? Jak Wy sobie radziliście w kryzysowych momentach w podróży? Podzielcie się ze mną swoimi radami poniżej!
Jesteście ciekawi, jak wyglądały moje wcześniejsze miesiące w drodze? Zajrzyjcie do opisów pierwszego, drugiego, trzeciego, czwartego, piątego i szóstego miesiąca w podróży dookoła świata!
Słynna Hosier Lane, Melbourne
1 Comment
Bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać w Melbourne! Powodzenia w dalszych wojażach i do zobaczenia gdzieś w dalekim świecie 🙂