Drugi miesiąc podróży różnił się zdecydowanie od pierwszego. Zaczął się i skończył spędzony długie godziny w drodze, a pomiędzy było sielsko-anielsko, ale też boleśnie. Poza tym przełamywałam własne bariery i realizowałam projekt.
Najpiękniejsze plaże w Indonezji
Po dosyć intensywnym wrześniowym zwiedzaniu potrzebowałam oddechu. Nie myślałam jednak, że skończy się to tak, że prawie 3 tygodnie spędzę na plaży. Nie mam tu na myśli jednej konkretnej plaży, ale kilka różnych na czterech indonezyjskich wyspach. W międzyczasie doświadczyłam też długich godzin w podróży przez Sumbawę na Lombok oraz z południa na północ Sulawesi (a myślałam, że po okropnych drogach na Flores nic gorszego mnie tu już nie spotka!).
Jadąc do Kuty na Lomboku (nie mylić ją z Kutą na Bali – to dwa zupełnie różne miejsca!) nie miałam tak naprawdę żadnych specjalnych oczekiwań, więc chyba dzięki temu lokalne szerokie plaże oblewane idealnie turkusową wodą tak bardzo mnie zaskoczyły. Ba, po całych dwóch miesiącach spędzonych w Indonezji nadal uważam, że to jedne z piękniejszych plaż w tym kraju!
Za to słynna Gili Trawangan rozczarowała mnie kompletnie. Wąska plaża pełna koralowców, o które można łatwo się skaleczyć i bardzo płytkie zejście do wody po tych samych koralowcach. Jeśli ktoś mówi, by jechać na Gili by odpocząć i plażować to ewidentnie ściemnia albo po prostu nie widział pięknych plaż!
Wisienką na torcie październikowego plażowania były Wyspy Togian w rejonie Sulawesi, które kompletnie spełniły moje wysokie oczekiwania i marzenia i rajskich wyspach. Jedźcie tam, póki nie ma tam jeszcze tłumów!
Przełamywanie własnych barier
Na wspomnianym Gili T, zniechęcona plażowaniem, zajęłam się innymi rzeczami. Po pozytywnych próbach ze snorkelingiem na Komodo postanowiłam odważyć się i spróbować nurkowania. Okazja była przednia, bo znajoma Gugi z podstawówki jest instruktorką nurkowania właśnie na Gili. Początki z Laurą były całkiem udane i z powodzeniem przeszłam trening w basenie. Mimo to do końca zastanawiałam się czy odważyć się na nurkowanie na pełnym morzu. Pogoda tego dnia nie zachęcała: nad morzem, którym wzburzały spore fale, zebrały się ciężkie chmury. Przełamałam się i mimo strachu zaczęłam schodzić na dół. Spanikowałam jednak i po chwili wynurzyłam się na powierzchnię. Po rozmowie z Laurą spróbowałam zejść jeszcze raz, lecz znowu panika wzięła górę nad ciekawością podmorskiego świata. Czuję, że nie jestem jeszcze gotowa na rozpoczęcie przygody z nurkowaniem, muszę sobie poprzestawiać kilka rzeczy w głowie. Z drugiej strony wiem, że nie był to ostatni raz w życiu, kiedy próbowałam tego sportu!
Less waste around the world
Pamiętacie, kiedy ogłaszałam, że w mojej podróży dookoła świata chciałabym zaangażować się w autorski projekt? Less waste around the world ma na celu promowanie proekologicznych postaw i wspieranie ogarnizacji, które realizują działania skupiające się na recyklingu i ograniczeniu nadmiernej produkcji odpadów. Wydawałoby się, że w Indonezji to chwytliwy temat i istotnie, proekologicznych organizacji jest sporo, szczególnie na Bali. Kontaktowałam się z wieloma z nich, lecz niestety nie widziałam z ich strony woli współpracy.
Co innego było na Gili. Kiedy odezwałam się do Gili Eco Trust to praktycznie od razu dostałam entuzjastyczną odpowiedź od Sian, energetycznej Angielki, która od kilku lat prowadzi działania tej fundacji. Przez tydzień wspierałam działania Gili Eco Trust, między innymi przy sprzątaniu plaży, przygotowywaniu zużytych reklamówek do przetworzenia (powstają z nich piękne eko saszetki i torby) oraz przy wybieraniu szklanych butelek na wysypisku, które później służą za jeden z elementów pustaków produkowanych przez lokalnych mieszkańców na własne potrzeby. Sporo się nauczyłam podczas tego tygodnia, ale przekazałam również dużo wiedzy tej organizacji. Świetnie było pracować z ludźmi, którzy mają podobną pasję! O działaniach fundacji na pewno napiszę Wam więcej.
Rozłąka i podróż w pojedynkę
Po sześciu tygodniach razem w podróży z Gugą kontynuowałam moją trasę sama, bo w połowie miesiąca moja przyjaciółka poleciała do Sydney. Drugą połowę października spędziłam eksplorując wyspę Sulawesi, która – na równi z Flores – jest moją ulubioną wyspą w Indonezji. Na Sulawesi na nowo odkryłam własny, powolny rytm podróżowania, a przez to, że byłam sama, to poziom interakcji z lokalnymi mieszkańcami był zupełnie inny. Doszłam do wniosku, że świetnie podróżuje się z przyjacielem, ale chyba jeszcze lepiej samemu. Wiele rzeczy, które początkowo wydawały mi się w Indonezji dziwne, przyjmowałam bez mrugnięcia okiem. Zwyczajnie zadomowiłam się w tym kraju, o czym też pisałam na blogu [KLIK!]
Sulawesi tylko sprzyjało moim pozytywnym odczuciom. Przepiękne krajobrazy (najpiękniejsze tarasy ryżowe jakie do tej pory widziałam!), niesamowite tradycje pogrzebowe w regionie Tana Toraja i wreszcie rajskie Wyspy Togean jako creme de la creme moich prawie dwóch miesięcy spędzonych w Indonezji. Ale nie cały miesiąc był jednak taki różowy. W międzyczasie osoby, które niedawno jeszcze były mi bliskie, zdążyły się ode mnie odwrócić. Spodziewałam się, że takie rzeczy nastąpią podczas wyjazdu, ale nie spodziewałam się ich aż tak szybko! Mimo to wiem, że jestem wielką szczęściarą, bo w ciężkich chwilach dostałam ogrom wsparcia od przyjaciół z chyba 5 różnych szerokości geograficznych. To naprawdę niesamowite odczucie wiedzieć, że można liczyć na osoby znajdujące się po drugiej stronie globu!
Długa droga do Australii
Ostatnie dni października spędziłam w długiej drodze z Sulawesi do Sydney, która objęła cztery loty, stopover w Dżakarcie i kilka godzin na moim ulubionym lotnisku w Singapurze. Do Australii leciałam mając dosyć wysokie oczekiwania, ale już od momentu lądowania poczułam się, jakbym była u siebie.
W październiku 2016 po raz pierwszy:
- postawiłam moją stopę aż na 15 indonezyjskich wyspach (Flores, Komodo, Rinca, Kanawa, Sebayur, Sumbawa, Lombok, Gili Trawangan, Gili Air, Sulawesi, Malenge, Kadidiri, Batu Daka, Pulau Papan, Jawa)
- spróbowałam nurkowania (na Gili Trawangan)
- widziałam duże żółwie morskie (na Gili Trawangan)
- byłam jedyną nie-Indonezyjką na pokładzie samolotu (z Lomboku do Makassar)
- jadłam mięso bawoła (na Sulawesi)
- doświadczyłam choroby lokomocyjnej (na Sulawesi)
- byłam na pogrzebie, gdzie nikogo nie znałam (na Sulawesi)
- piłam wino palmowe (na Sulawesi)
- zrobiłam najdłuższą trasę autobusem w życiu: 350 km w 19 godzin (na Sulawesi)
- pojechałam na wakacje w miejsce totalnie odcięte od cywilizacji i zasięgu telefonicznego (Wyspy Togean)
- płynęłam tradycyjnym canoe, wydrążonym w pniu drzewa (na Wyspach Togean)
- pływałam z meduzami, które utraciły umiejętność parzenia (na Wyspach Togean)
- widziałam plankton świecący w nocy na powierzchni morza (na Wyspach Togean)
- ugryzł mnie szerszeń (na Wyspach Togean)
- postawiłam nogę na nowym dla mnie kontynencie – Australii!
Podobało się Wam to podsumowanie drugiego miesiąca w podróży dookoła świata? Co Was najbardziej zdziwiło lub zaskoczyło? Przeczytajcie też, jak wyglądał pierwszy miesiąc w podróży!
1 Comment
Bardzo mi się podobało. To jest fascynujące.
mama