Bośnia, odpowiednio po 30 latach od rozpoczęcia zimowych igrzysk olimpijskich w Sarajewie i 22 lata po rozpoczęciu wojny jest znowu na językach. Uznałam, że to dobry moment, aby napisać coś więcej o tym kraju, gdzie kilka lat temu przez pół roku przebywałam na wymianie.
Panorama Sarajewa z miejsca zwanego Żuta Tabija / Sarajevo’s panorama from Yellow Fortress
Jechałam do Sarajewa z pewnymi, dziś niezrozumiałymi dla mnie obawami. Co prawda śmiałam się z większości ostrzeżeń rodziny o znajomych w stylu „przecież tam jest jeszcze wojna”, to sama zastanawiałam się, jak w mieście, gdzie prawie 90% mieszkańców to muzułmanie, zostanie przyjęta osoba z katolickiego kraju.
Moje obawy okazały się całkowicie bezpodstawne. Zostaliśmy przyjęci bardzo ciepło zarówno na wydziale, jak i przez miejscowych w sklepach i na ulicy. Fakt, że próbowałam dogadać się po bośniacku zamiast po angielsku zjednywał ich jeszcze większą sympatię. Bośniacka gościnność zdecydowanie bije polską na głowę!
Sarajewo jest ciekawą mozaiką kulturową i tak właśnie najczęściej przedstawiane jest turystom. W końcu nie ma wielu takich miast na świecie, gdzie na obszarze 1km2 znajdują się zarówno meczety (w całym mieście jest ich ponad 200), kościół katolicki, prawosławna cerkiew oraz synagoga. Zdecydowana większość mieszkańców to jednak Boszniacy, czyli Bośniacy pochodzenia muzułmańskiego. Nie ulega wątpliwości, że wojna miała wpływ na zaognienie nastrojów radykalistycznych. Podobno przed wojną dużo mniej muzułmanek zakrywało swoje głowy. Mimo to, w Sarajewie jest zupełnie normalne spotkać idące razem koleżanki, z których jedna ma hidżab na głowie oraz luźny ubiór (kobiety w islamie mają bowiem przykazane, by ich ubiór nie podkreślał kształtów ciała), a druga z nich ma na sobie niebotycznie wysokie obcasy i kusą mini, zgodnie ze stereotypem typowej dziewczyny z Bałkanów.
Sebilj – drewniana fontanna w tureckiej części miasta.
Niewątpliwym problemem dla młodych Bośniaków jest brak perspektyw. Z naszej strony możemy mówić o kryzysie panującym w Europie, lecz nawet porównując sytuację w Hiszpanii czy Grecji do sytuacji w Bośni, to ta bośniacka jest dużo gorsza. Skomplikowana sytuacja polityczna, rozdmuchana do granic możliwości administracja, wszechobecna biurokracja na pewno tego nie ułatwiają. Stąd się biorą obecne w mediach protesty. Ten jeden z najsympatyczniejszych narodów, jakie miałam okazję poznać w moim życiu, już dość się nacierpiał, a nie ma wielkich nadziei na poprawę. Mimo to, przez cały dzień kawiarnie są zapełnione ludźmi, a z twarzy wielu z nich nie znika uśmiech.
To na razie pierwszy post i ogólne nakreślenie sytuacji w Bośni – na pewno powstaną jeszcze kolejne posty o tym fantastycznym, a jak mało znanym kraju.
4 komentarze
muszę wreszcie tam pojechać…może w te wakacje:)
jak mi się uda, to w te wakacje też powracam na Bałkany 🙂
Sarajewo jest magiczne. Byłam tam tylko przez moment, do tego w trakcie zaczynającej się po poparzeniu słonecznym choroby, lecz mimo wszystko urosło gdzieś tam we mnie przekonanie, że muszę do tego miasta wrócić. Są czasem takie miejsca, która przyciągają jak magnes. Człowiek wie, że musi tam się znów znaleźć, poczuć ten klimat, emocje, zobaczyć znajome i nowe widoki. Ja tak mam z Sarajewem. W tym roku tylko przez nie przejeżdżałam (i to w nocy), nie było jednak czasu na przystanek i choć krótki spacer. Ale wiem, że jeszcze kiedyś odwiedzę stolicę BiH 🙂
miałam dokładnie takie samo przemyślenie na temat tego miasta.. jechałam trochę z obawą (no bo przecież Muzułmanie ;), ale już mieszkając tam obawy po kilku dniach odeszły w niepamięć. co więcej, uważam, że jest to jedno z najbezpieczniejszych miast, w którym byłam 🙂 jakbyś się tam ponownie wybierała, to chętnie polecę parę miejsc do odwiedzenia 🙂