Jeszcze z powietrza obserwuję południowe krańce wyspy i nie mogę (ale też nie chcę!) odwrócić mojego wzroku od tysiąca odcieni zieleni witających mnie za oknem. Jeszcze nie wiem, że zachwyt nad tą specyficzną, azorską zielenią będzie mi towarzyszył do końca pobytu. Drzwi samolotu otwierają się na oścież. Jest parno, duszno, oblepia mnie wszechobecna wilgoć. Gdybym zamknęła oczy, to pomyślałabym, że jestem gdzieś w Azji Południowo-Wschodniej. Ale… jest jedno ale: wilgoć miesza się ze smrodem krowich odchodów. Witaj na Azorach, gdzie krów jest więcej, niż ludzi!
Stawiam pierwsze kroki w Ponta Delgada, stolicy wyspy São Miguel i całego autonomicznego regionu Azorów. Mieszka tu zaledwie około 60 tysięcy ludzi, ale chodząc uliczkami Ponty mam wrażenie, że to wielka-mała metropolia. Tych kontrastów jest tu więcej. Śnieżnobiałe budynki są przyozdobione detalami ze skały wulkanicznej. Nowoczesne budynki – bo nie wiedzieć skąd Azorczycy mają architektoniczny minimalizm w małym palcu – mimo wszystko dalej ustępują miejsca zaniedbanym ruinom, często będącymi polem do popisu dla streetartowych tworców.
Starsi mieszkańcy wyspy patrzą się na mnie przychylnie, kiedy obserwuję ich przez ekran obiektywu. Młodzi są nieco namolni, co chwilę słyszę mało ciekawe komentarze i powtarzające się „take a picture of me”. Pogoda dopełnia ten zero-jedynkowy klimat. Wszystkie prognozy przed wyjazdem uparcie mi pokazywały, że w czerwcu na wyspach nie będzie więcej, niż 22 stopnie. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna Wychodząc z hostelu oblepiła mnie wilgoć, a żar lał się z nieba – miałam wrażenie, że jest prawie 40 stopni, myślałam, że zemdleję. 15 minut później ciężkie chmury o głębokiej, granatowej barwie zaczęły pięknie spowijać dotychczas błękitne niebo. Po drodze był deszcz, a później tęcza. Nie tylko tego dnia. Nie tylko w Ponta Delgada. Cały tydzień na wyspie był taki.
Przechadzam się po mieście, które ukazuje mi tak naprawdę swoje trzy oblicza. Jedno to centrum, ze śnieżnobiałymi, klasycznie portugalskimi budynkami, z symbolicznymi Bramami Miasta (Portas de Cidade) na czele. Znajdziemy tu kilka kościołów z mocno widocznymi wpływami stylu manuelińskiego czy odnowione, zadbane budynki przemieszane z powoli odchodzącymi w niebyt ruinami – miks dobrze znany z Lizbony. To, co wyróżnia azorskie domy to obrazy Jezusa/Maryi/Świętych na klasycznych portugalskich kafelkach umieszczone gdzieś obok drzwi wejściowych. Biorąc pod uwagę częstotliwość ich występowania, to São Miguel jest chyba najbardziej błogosławionym miejscem na świecie.
Eksplorując tereny portowe najpierw natrafiam na naturalne baseny, gdzie lokalni mieszkańcy przychodzą tłumnie podczas gorących dni. Po chwili po drugiej stronie trasy szybkiego ruchu ukazuje mi się kilka ciekawych streetartowych prac. Bez większego zastanowienia przechodzę na drugą stronę i zaczynam fotografować prace. Obok w lokalnym barze grupa mocno podchmielonych panów (a była dopiero 14) skanuje mnie wzrokiem. Ulicą przechodzi na oko piętnastoletnia dziewczyna z widoczną ciążą trzymając za rękę umorusane dziecko. W tle widzę kominy zamkniętej fabryki. Naglę zdaje sobie sprawę, że chyba właśnie trafiłam do nieco szemranej dzielnicy.
Obieram nowy kierunek – uroczy kościół na wzgórzu. Okazuje się, że to najwyżej położone miejsce w stolicy wyspy, w dodatku z 360-stopniową panoramą. Na miejscu João Pedro, emeryt mieszkający w pobliżu, który marzy o tym, by to miejsce było odwiedzane tak często, jak miradouros w Lizbonie. Tymczasem jestem jedyną osobą odwiedzającą to miejsce tego dnia, a szkoda, bo widoki są świetne, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne, które towarzyszyły mojej wizycie.
Czego spodziewałam się po Ponta Delgada? Nieciekawej architektury, smutnych, typowo portugalskich, czyli niskich blokowisk (te miałam okazję zobaczyć z punktu widokowego). W zamian znalazłam mnóstwo świetnego street artu (o nim w osobnym poście) i ciekawe kontrasty miejskie, piękne światło do robienia zdjęć, nie mówiąc już o serdecznych ludziach, którzy pomogli w trudnych chwilach. Ponta nie będzie moim ulubionym miastem, ale być może przez moje wcześniejsze, mocno sceptyczne nastawienie do niej, kilka razy pozytywnie mnie zaskoczyła. Także tym, że samoloty prawie ocierały się o kamienicę budynku, w którym mieszkałam, a samoloty kocham miłością pierwszą!
Kiedy ostatni raz trafiliście do miasta, o którym wcześniej czytaliście tylko średnie czy negatywne komentarze? Jaka była Wasza reakcja? Czy było coś, co zaskoczyło Was tam na plus?
Podobał Ci się ten wpis? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz lub podzielisz się postem w social media A jeśli wybierasz się na Azory, to zajrzyj do mojego posta praktycznego!
20 komentarzy
To, co rzuca się w oczy patrząc na stolicę Azorów to kolory. Wszystko wydaje się być tam dużo bardziej kolorowe niż u nas. Wiadomo, piszę ten komentarz gdy za oknem pada, wieje i jest szaro, ale prawda jest taka, że Polska bywa w miastach dość szara – szare betonowe bloki czy kamienice.
akurat paradoksalnie Azory nie są specjalnie kolorowe – przynajmniej tradycyjne, lokalne starówki z białymi budynkami wykończonymi czarną skałą wulkaniczną są dosyć monotonne. Kolorowe akcenty wzięły się natomiast z dzielnic peryferyjnych – podobały mi się dużo bardziej, niż samo centrum. To prawda, co mówisz o szarościach u nas – teraz przynajmniej mamy zielone akcenty drzew, za to zimą jak dla mnie jest mega szaro i smutno.
Kiedy odwiedzamy miasta, o których słyszeliśmy złe lub średnie opinie, to paradoksalnie wyjeżdżamy z nich zadowoleni. Może to przez to, że wiele mocniej poszukujemy jego plusów i chcemy dostrzec w nim coś ciekawego, unikatowego. Zdecydowanie częściej jesteśmy jednak w sytuacji odwrotnej – znajdujemy się w mieście, które wszyscy wychwalają pod niebiosa, by się przekonać, że chcemy z niego jak najszybciej uciec. Najlepiej nie wyrabiać sobie opinii przed wizytą, bo można się mocno zawieźć 🙂
to prawda, że lepiej nie nastawiać się nie wiadomo jak… ja jestem zdania, że w każdym, nawet średnio ciekawym miasteczku, można znaleźć urokliwe miejsca. działa to też w drugą stronę – kiedy słyszymy same ochy i achy o jakimś mieście czy kraju jedziemy tam nastawieni na nie wiadomo co i prawie zawsze wyjeżdżamy stamtąd choć trochę zawiedzeni.
Pogode mialas cudowna, bo nic tak pieknie nie wyglada na zdjeciach niz slonce przebijajace sie przez ciemne chmury:) A powiedz jeszcze, czy ten smrodek krow naprawde wszedzie unosi sie w powietrzu?
to prawda, z pogodą tego dnia akurat miałam farta, choć w inne dni różnie z tym bywało – najczęściej mgła przeszkadzała w robieniu fajnych zdjęć. a smrodek nie unosi się wszędzie, chyba w żądnym miasteczku na wyspie go nie czułam, jedynie, gdy po trasie zatrzymywałam się niedaleko pastwisk (a te są z kolei prawie wszędzie 😉
Fajnie złapałaś klimat miejsca. 😉
Dzięki 🙂 tego dnia pogoda i przyroda ewidentnie mi sprzyjały!
miasta o których sie czyta negatywne komentarze, które nie miały pokrycia w rzeczywistości? łódź i katowice 😉
napalalam się na azory, dopóki nie pojechalismy na maderę i mój entuzjazm zmalał, nie chcialabym powtórki. ale ponta delgada wydaje sie o niebo ciekawsze niż funchal, dawno sie tak nie wynudzilam w żadnym mieście jak tam.
Łódź jest fajna, za to Kato specjalnie mnie nie przekonują, choć w sumie byłam tam kilka razy tylko przejazdem – może warto wybrać się tam na weekend?
A co było powodem Twojego niezadowolenia z Madery? Jeśli chodzi o turystykę, to Azory są kilka wieków do tyłu za Maderą, nie ma masówki, hoteli jest stosunkowo mało (i to chyba tylko w Poncie), a w miejscach turystycznych nie rozstawiają się kramy z mydłem i powidłem. Myślę, że warto jechać, póki to się nie zmieni, bo w związku z tym, że Ryan lata tam od niedawna, to wszystko może się niedługo zmienić….
właściwie nic, poza tym że nie trafiła w nasz gust. no i czuliśmy się jak w emeryckim raju. dostalismy też parę kopniaków od pogody w decydujących momentach + byliśmy przesyceni po poprzednim wyjeździe.
no proszę, myślałam, że emeryckim rajem są Kanary 😉 a pogoda często ma to do siebie, że potrafi zepsuć wyjazd w nawet najfajniejsze miejsce. chociaż wtedy wystarczy znaleźć dobrą knajpę i świat od razu robi się piękniejszy!
Niedawno oglądałam program o Azorach i coś we mnie zaiskrzyło. Dlatego chciałam bardzo, żebyś o nich pisała i nie zawiodłam się :-)) Chcę tam 🙂
ja o Azorach myślałam intensywnie od mojego Erasmusa w Portugalii 6 lat temu… wreszcie – dzięki tanim lotom – nadarzyła się okazja, by je zwiedzić, co i Tobie polecam! a postów będzie dużo więcej, ten był tylko na początek 🙂
Generalnie włóczęga po miastach to raczej nie nasza bajka, lecz po dłuższy pobycie powoli zaczynami ogarniać miejską dżunglę i po jakimś czasie zaczynamy dostrzegać walory miast. Najciekawsze są zawsze miejsca takie jak: lokalny targ, przystań rybaków, port, uliczne jedzenie, czyli wszędzie tam, gdzie nie ma zbytków i turystów, a gdzie występuje zwyczajne miejskie życie.
też uwielbiam wszystkie targi, biegam na nich jak opętana i trzaskam milion zdjęć 😉 a sama Ponta jest tak naprawdę mała, jak na stolicę całego archipelagu. w końcu 60 tys. mieszkańców w Polsce ma taki… Bełchatów?
ja mam z kolei w drugą stronę – jestem mieszczuchem i od zawsze czułam się dobrze w miastach, a tak naprawdę od zeszłego roku czerpię przyjemność z odkrywania zalet przyrody i natury.
Kurczę, tam jest ładniej niż w Radomiu 🙂
Ja tak miałam z Batumi w Gruzji, wszędzie tylko negatywne opinie, że brzydko i kicz, a mi się tam bardzo spodobało. Trzeba zawsze mieć otwarty umysł 🙂
A nie wiem, nie wiem, w Radomiu nie byłam 😉 a Batumi jeszcze nie odwiedziłam, ale myślę, że spodobałoby mi się , bo ogólnie lubię takie miejsca ‚z dupy’ 😉
Dzięki za cudowny blog. Wyruszam na Azorki w styczniu na 2 tygodnie, za namową koleżanki z pracy, która zakochała się w Azorach i była już tam dwukrotnie. Twoje zdjęcia są oszałamiające. Jak dla mnie to raj na ziemi. Bez tłumów, blisko, cudowny klimat i brak hoteli z all inclusive.
[…] trwa rozwój miasta. Pomimo zmian architektonicznych i urbanistycznych mieszkańcy Ponty Delgadypotrafili zachować historyczne dziedzictwo miasta, zezwalając jednocześnie na wszechstronny […]