Na blogu pojawiły się już moje teoretyczne rozważania dotyczące podróży solo. A jak to wygląda w praktyce? Dziś chciałabym przełamać mit, który mówi, że człowiek podróżujący samemu czuje się samotny, nie ma się do kogo odezwać, z kim wyjść na piwo, a kolację spędza przeglądając newsy na smartfonie.
Wyjeżdżam z mojego ukochanego Sarajewa. Przez problemy z komunikacją autobusową nie docieram w końcu do Počitelja – miasta na południu Bośni, które chciałam odwiedzić. W zamian znajduję autobus, który co prawda jedzie do Dubrownika, miejsca, którego już nigdy więcej w życiu nie zamierzam odwiedzić, ale zatrzymuje się na samym początku półwyspu Pelješac, który jest moim głównym celem podróży. Na granicy bośniacko-chorwackiej duże kolejki. W końcu wraca Chorwatka ze straży granicznej z paszportami do autobusu. Ale nie oddaje ich wszystkim, wykrzykuje też kilka imion – w tym moje – osób, które muszą poddać się gruntownej kontroli. Wychodzę z autobusu, biorę główny bagaż z luku. Oprócz mnie kilka osób narodowości innych, niż bałkańskie. Czekamy trochę nerwowo na swoją kolej. Dzięki temu poznaję Fede, sympatycznego Argentyńczyka zafascynowanego Bałkanami. Przez następną godzinę rozmawiamy jak starzy dobrzy znajomi. Za chwilę muszę wysiadać, ale instynktownie czuję, że pozostaniemy w kontakcie. I tak w istocie się stało.
Jestem w miasteczku Ston – pierwszym miejscu odwiedzanym na Pelješacu. Gdyby nie trasa autobusu, to pewnie w ogóle bym tam nie trafiła. Zaczynam rozglądać się za miejscem do spania. Wszystkie zaoferowane noclegi wydają się za drogie. Zrezygnowana wchodzę do jednej knajpy i zamawiam coś do picia. Mimochodem pytam się właściciela, czy nie zna kogoś, kto miałby wynająć pokój na jedną noc. Zna, ale to też droga opcja. Wtedy jedna z kelnerek dorzuca, że przecież ona na dzisiejszą noc jedzie do swojego rodzinnego miasta i przecież nie ma problemu bym spała w jej łóżku. Co więcej – właściciel oświadcza, że nie chce za to ode mnie za nocleg żadnych pieniędzy i mimo moich usilnych próśb stawia na swoim. Doris, która odstępuje mi swoją sypialnię, jest cudowną osobą, od razu znajdujemy wspólny język. Dzięki niej poznaję lokalsów, z którymi spędzam czas w tym uroczym miasteczku.
knajpa, gdzie pracuje Doris i świetne, świeże ostrygi
ja i Doris
Jadę dalej w głąb półwyspu. Kolejna fantastyczna osoba na moje drodze to Nevenka, właścicielka knajpy, która w swoim domu w urokliwej Žuljanie wynajmuje pokoje na lato. Trafiłam do niej dzięki koleżance z kursu chorwackiego, która przyjaźni się z nią od lat. Nevenka od razu urzeka mnie gościnnością i doceniając moją odwagę za podróżowanie solo, obniża cenę za pokój o 50%. To, co jest nietypowe, to fakt, że Nevenka wynajmuje pokoje jedynie z polecenia – znajomym lub znajomym znajomych, gdyż jest to dom, gdzie mieszka zarówno ona, jak i jej rodzice, a ona sama chce, by goście czuli się u niej jak w domu. Żegna mnie serdecznym, przyjacielskim uściskiem, a ja już wiem, że jeszcze nie raz odwiedzę Žuljanę w moim życiu.
kamienny dom Nevenki i widok z mojego pokoju
ja i Nevenka
Po kilku leniwych dniach jadę do Orebića na północ półwyspu, skąd odpływa barka na Korčulę. Do portu wbiegam w ostatniej chwili przed jej odbiciem od brzegu i nie mam nawet czasu, aby spokojnie przejść się po mieście, dlatego już z barki chcę je jeszcze sfotografować. Tam zaczynam rozmowę z chłopakiem, który ewidentnie nie wygląda na Chorwata, choć jego chorwacki jest biegły. Okazuje się, że Sergej jest Ukraińcem, na co dzień skrzypkiem zagrzebskiej orkiestry narodowej i spędza wakacje na Korčuli. Wieczorem spacerując po starówce napotykam go, gdy w jednej z bram gra na skrzypcach. Po chwili dołącza jego przyjaciel Tomislav i razem kończą mały występ. – W taki sposób nie tylko ćwiczymy, ale też dorabiamy sobie – wyjaśnia Sergej. Dzień później jadę z nimi do zatoki Baćva, gdzie leży jedna z najpiękniejszych plaż na Korčuli, do której można dojechać jedynie samochodem. Pogoda nie sprzyja – po godzinie plażowania zaczyna padać deszcz – ale dla nas to nie problem – na plaży znajduje się knajpa prowadzona przez znajomego Tomislava, który specjalnie dla nas przygotowuje wspaniałe owoce morza, a później siada z nami do wspólnej biesiady.
Sergej i Tomislav w akcji
plaża Baćva
Ostatni przystanek na Korčuli – miasto Vela Luka – wybieram dosyć przypadkowo i raczej ze względów pragmatycznych – z tego portu odpływają promy do Splitu, skąd mam lot powrotny. Na miejscu poznaję Kaisu, Finkę, która też podróżuje solo. Rozmawiamy przez parę godzin i usta nam się praktycznie nie zamykają. Gdyby nie ona, to zapewne nie dotarłabym na wyspę Proizd, a jednocześnie na – moim zdaniem – najpiękniejszą plażę w Chorwacji, zdjęcia poniżej chyba mówią same za siebie.
wyspa Proizd
Czy te historie przydarzyłyby mi się, gdybym odbyła tą podróż z kimś? Nie sądzę. Podróżowanie solo daje fantastyczną wolność, której wcześniej nie doświadczyłam, nawet podczas podróży z chłopakiem czy najlepszą przyjaciółką, poczynając od wolności wyboru trasy, miejsc i czasu, które w nich spędzę, do momentów, w których jestem tylko dla siebie i robię dokładnie to, na co mam ochotę i nie muszę się oglądać na innych. Co wynika z tych decyzji? Poznanie odpowiednich osób w odpowiednim czasie i anegdoty do opowiadań na całe życie. Czy ktoś z was ma jeszcze wątpliwości, że podróż solo jest samotną, smutną wyprawą?
10 komentarzy
Co do samotnego podróżowania, to ja nigdy nie wybywałam gdzieś daleko sama, bo głównie w polskie góry, ale zawsze z takiego wypadu wracałam z całą masą nowych znajomości (co tu dużo mówić, głównie znajomości z facetami). Samotna kobieta przyciąga kilka grup osób:
– opiekunów („ojeje, taka sama? może potrzebujesz pomocy?)
– zatroskanych
– podrywaczy
– zadziwionych (a to taka samej można?)
Wszystkie te grupy pragną kontaktu z samotną podróżniczką, dotrzymania jej towarzystwa, zapewnienia bezpieczeństwa (choć nie zawsze). Ja akurat w górach lubię się odciąć od wszystkich, pobyć samej z własnymi myślami, więc na szlaku zazwyczaj spławiałam ewentualnych towarzyszy (choć nie zawsze, bo czasami trafiali się wybitni rozmówcy, ciekawe osobowości). Ale w schronisku, gdy człowiek siedział w głównej jadalni i popijał grzane wino lub zimne piwo, to zawieranie znajomości było wręcz wskazane. Bo tak pić z samą sobą? A tak na serio, to właśnie w schronisku już nie potrzebowałam się skupić na własnych myślach, lecz na tym, aby kogoś poznać, pogadać o górach, podróżach, doświadczeniach.
Prawda jest też taka, że podróżując samotnie mamy większą szansę w ogóle kogoś poznać, niż podróżując z drugą połówką.
Uff…to się rozpisałam 😉
Ja potrafię być bardzo introwertyczna, co z pewnością nie dodaje mi uroku. Podziwiam ludzi, którzy potrafią samotnie przemierzać świat. Tzn, że jest im ze sobą dobrze.
Taki wyjazd w pojedynke wciaz przede mna. Znam wszystkie argumenty za, ale jakos wciaz wydaje mi sie, ze to kompletnie nie dla mnie. Tak tez mowilam o nurkowaniu, a teraz jednak nurkuje. Moze trzeba dojsc do tego magicznego momentu…czekam zatem.:)
Hej!
To chyba nie jest latwe podrozowac samemu, choc na pewno sie da. I bywa swietne. Mimo wszystko, wolimy chyba w dwojke :). Markowi zdazaly sie samotne wyciecki gorskie (twierdzi, ze go to uspokaja), ale na dluzszy pobyt chyba bysmy sie nie zdecydowali.
Pozdrawiamy,
Kasia i Marek z aguadecoco.pl
P.S. Sliczne zdjecia!
Zdarza mi się co jakiś czas podróżować samej, ostatnio coraz częściej w związku z blogiem. Są momenty, kiedy człowiek faktycznie może czuć się sam, ale ogólnie cieszę się na każdy wypad – niezależnie od tego, czy jadę sama czy nie – i nie rozpaczam zbytnio jedząc sama kolację… Poza tym łatwo jest poznać ludzi w takich sytuacjach. Podróże solo nie są dla wszystkich i ja sama chyba jednak wolę towarzystwo (zwlaszcza w wydaniu męża), ale znam osoby, które najbardziej cenią sobie wyjazdy solo. I dobrze, dla każdego coś miłego… 🙂
My też typ parowy! 🙂 Ale u nas akurat nawiązywanie nowych znajomości załatwia Luśka 🙂 Odkąd podróżujemy razem co rusz poznajemy kogos fajnego i to absolutnie w KAŻDYM wieku! 🙂
[…] Zdjęcie zrobione w miejscowości Ston w Chorwacji, gdzie wcale nie planowałam trafić, a okazało się być jednym z miejsc, gdzie przeżyłam świetną przygodę. […]
[…] Wam już o tym, jak uwielbiam podróżowanie solo – poznawanie ludzi, których nie poznałabym będąc w towarzystwie, poruszanie się w moim […]
[…] Opuszczam biuro turystyczne, a w kilku miejscach, gdzie w oknach znajduję napisy sobe lub apartamani pytam o nocleg. Wszędzie albo brak miejsc albo ceny zdecydowanie powyżej mojego budżetu czy oferowanego standardu. Zrezygnowana trafiam do jednej z knajp i to samo pytanie zadaję właścicielowi. – Ja sam pokoi nie mam, no ale coś wymyślimy – pociesza. Po chwili przychodzi do mnie z zaskakującą propozycją: – Ja mam tu obok pokoje, w których mieszkają moi sezonowi pracownicy. Akurat dziś jedna z kelnerek wyjeżdża na jeden dzień do domu i sama zaproponowała. że możesz się zatrzymać w jej pokoju przez ten czas. Za darmo rzecz jasna! – puentuje. Jestem w lekkim szoku, acz z chęcią przyjmuję propozycję. Od razu wyczuwam bezinteresowność tego sympatycznego Chorwata. Gdybym wiedziała, że to dopiero jedna z wielu takich sytuacji podczas tej podróży! […]
Hej Kami,
Ja to mega Cię podziwiam za to podróżowanie samemu, ja chyba tak bym nie dał rady. Pozdrawiam