Nie ukrywam, że Malezja, oprócz różnorodności kultur, skusiła mnie swoimi pięknymi plażami. Wystarczy przeszukać trochę Internet i od razu wyskoczy nam milion zdjęć wspaniałych plaż otoczonych turkusowym morzem. A jak to wygląda naprawdę? Czy to naprawdę raj jak z pocztówki?
Podczas mojej podróży zdecydowałam się odwiedzić wyspę Perhentian Kecil, mniejszą wyspę („kecil” po malezyjsku znaczy dosłownie „mała”) archipelagu Perhentians, znajdującego się ok. 20 km od północno – wschodniego wybrzeża Malezji i ok. 40 km na południe od granicy z Tajlandią. Dostanie się na tą rajską wyspę nie należy do najłatwiejszych. Jedyny port, z którego odpływają motorówki na archipelag znajduje się w miejscowości Kuala Besut. Przyjeżdżam tam z samego rana. Zachmurzone niebo nie wróży nic dobrego. Początkowo otrzymuję informację, że czas oczekiwania na wypłynięcie łódki na wyspy to ok. godziny. Jest on niestety wielokrotnie przedłużany ze względu na wysokie fale. W końcu po 5 godzinach łódka odbija od brzegu. Wtedy jeszcze nie wiem, że będzie to jedna z najbardziej traumatycznych podróży mojego życia. Dopiero po wyjściu z portu widać naprawdę wzburzone morze, które mota motorówką na wszystkie strony. Widzę rosnące przerażenie, a nawet panikę na twarzach moich współtowarzyszy podróży. Co chwilę zalewa nas morska woda, a łódka tańczy na ogromnych falach. Jej sternik wydaje się być całą sytuacją zupełnie nieprzejęty i ze stoickim spokojem na twarzy prowadzi ją do celu. Po jakże długo ciągnących się 50 minutach docieramy do brzegów mniejszej wyspy Perhentian. Wszyscy jeszcze w szoku, że szczęśliwie motorówka się nie przewróciła, ani, że nikt z niej nie wypadł. Po tej niemiłej przygodzie było już tylko lepiej. W Coral Bay, gdzie wysiadłam z motorówki, bez problemu znalazłam nocleg w bungalowach z przepięknym widokiem na morze.
Sanja Bay Resort – miejsce, gdzie zatrzymałam się w Coral Bay
Coral Bay to jedna z dwóch głównych plaż na wyspie. Wąska, ale jakże urocza, z kilkoma knajpkami, gdzie serwowane są ryby, owoce morza i inne żyjątka, jak rekin, którego oczywiście spróbowałam (pyszny)! Ciężko tu szukać imprezowni na miarę tajlandzkich wysp. Jest cicho, spokojnie, idealnie by się zrelaksować. Gdy jednak ktoś ma ochotę iść na imprezę będąc na Kecil, polecam udanie się na Long Beach – główną plażę wyspy, położoną po jej zachodniej stronie, gdzie wieczorami lokalni Malajowie organizowali klimatyczne imprezy. W dzień plażę – dużo większą, niż tą przy Coral Bay – okupują surferzy ze względu na wysokie fale.
Long Beach
Na samej wyspie mamy jeszcze kilka mniejszych i większych plaż. Moim absolutnym faworytem jest Petani Beach, na którą maszerujemy ok. 45 min przez dżunglę na południe od Coral Bay. Znajduje się tam jeden raptem kilka bungalowów rozrzuconych nad morzem, a na samej plaży ciężko kogoś spotkać. Cisza, błogostan, jedynie kokosy spadające z drzew co jakiś czas zakłócają spokój. Tak, jak Richard w „Niebiańskiej plaży” odnalazł swój raj w Tajlandii, tak ja odnalazłam ten mój w Malezji właśnie na Petani.
Petani Beach
Niestety, istnieje jeszcze druga strona niebiańskich plaż na Perhentian – śmieci. Nie jest aż tak źle – inaczej nie pisałabym tu w samych superlatywach – ale Malajowie mogą się jeszcze trochę nauczyć. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że monsun nie pozostawia plaż w idealnym stanie, ale na początek sezonu możnaby je trochę lepiej posprzątać. Co do Petani i Coral Bay nie mam zastrzeżeń, ale już na Long Bay czy w Fishermen’s Village w niektórych miejscach nie jest idealnie. A powinno być, biorąc pod uwagę, że to teren Parku Narodowego. Malezyjczycy odrobili lekcję z uprzejmości i gościnności, teraz czas na czystość.
Fishermen’s Village
Co ciekawe, w regionie, gdzie znajdują się wyspy, islam jest zdecydowanie najsilniejszą religią, nie widać już tego zróżnicowania kulturowego, o którym pisałam we wcześniejszym poście. Uwydatnia się za to inny kontrast: na plaży, pomiędzy skąpo odzianymi zachodnimi turystami, przemykają Malajki zakryte od czubka głowy po kostki, które w takim samym stroju kąpią się w morzu. Na wyspie w Fishermen’s Village na południu znajduje się jeden drewniany meczet, a drugi jest w budowie… Choć w budowie to określenie na wyrost, bo bardziej przypomina on szałas. Sama byłam święcie przekonana, że to szałas w dżungli przy drodze łączącej dwie plaże, lecz przypadkiem dowiedziałam się, że to ma być właśnie meczet. Ciekawa jestem, czy współpraca pomiędzy Wschodem a Zachodem w moim malezyjskim raju będzie przebiegać bez zakłóceń w ciągu najbliższych lat.
Kwestie kulturowe mają też wpływ na sprzedaż alkoholu na wyspach. Oficjalnie w knajpkach prowadzonych przez Muzułmanów (czyli większości) nie dostaniemy napojów alkoholowych; nieoficjalnie, spod lady, mała puszka singapurskiego Tigera kosztuje 10 zł. Przy Coral Bay znajduje się jeden cocktail bar, gdzie ceny drinków są porównywalne z warszawskimi, więc wszyscy nastawieni na porządne imprezy po przyjeździe na Perhentians mogą być nieco zawiedzeni.
Malajki na Coral Bay
Biorąc pod uwagę wszystkie wymienione „za” i „przeciw”, które Wam przedstawiłam, na pytanie „Czy wróciłabyś jeszcze na Perhentiany?” z przekonaniem odpowiem, że TAK! Zdjęcia mówią same za siebie.
A Wy trafiliście kiedyś do rajskiego miejsca jak Perhentian Malezja? Jeśli tak to gdzie? Podobało się?
17 komentarzy
Oglądanie słońca gdy za oknem minusowa temperatura jest okrutne względem samego siebie:) A z tymi śmieciami to niestety wiele pięknych miejsc się zmaga, ach ten człowiek…
Ach, jak tam ładnie….Szkoda, że śmiecą nawet tam, ale i tak na większości zdjęć wygląda niebiańsko 😀
no niestety, myślę, że na wielu rajskich plażach problem śmieci istnieje…
Niebianska plaza 😉 faktycznie, na takiej plazy mozna zapomniec o calym swiecie… Ja bylam w Cherating, bardziej komercyjnie (wyjazd firmowy) ale tez pieknie 😉
Oj tak, można zapomnieć i totalnie zrelaksować się w takim miejscu… A takich wyjazdów służbowych, jak Twój totalnie zazdroszczę 🙂 mi najczęściej trafiają się wyjazdy na Śląsk 😀
To byly dawne dobre czasy… przed faza ciecia kosztow ;-( Teraz to nawet do Nigerii nie chce mnie szef puscic, a to moj region…
U nas cięcia kosztów objawiły się tym, że z moich ukochanych samolotów musiałam przesiąść się do pociągów, za którymi nie przepadam…
Piękne te plaże faktycznie, choć kilka zdjęć dość zbliżonych do plaż na wyspach w okolicach Krabi w Tajlandii, więc „wracając” masz jeszcze kilka alternatyw na takie miejsca. 😉 A podróży motorówką współczuję jak mało kto – tego typu traumatyczne niemal przeżycia też mam za sobą 😉 ale cóż, przecież nie wszystko podczas podróży bywa idealne, prawda? 😉
Ja akurat do Polski wracałam przez Singapur 🙂 a gdzie w okolicach Krabi są fajne plaże? Chętnie się dowiem na przyszłość 🙂 ja mam taką teorię, że jakby wszystko szło gładko i sprawnie, to byśmy nie mieli czego wspominać w życiu 🙂 pozdrawiam!
Tam zawsze tak pusto? Czy to kwestia terminu?
Na dwóch głównych plażach na wyspie Kecil, przy których znajdują się główne hotele i domki do wynajęcia, jest trochę ludzi, szczególnie przy małej i wąskiej plaży przy zatoce. Ja robiłam sobie piesze wycieczki (tak ok. pół godziny drogi od mojego hotelu) właśnie w poszukiwaniu takich trochę dzikich plaż – myślę, że w sezonie na tych właśnie plażach nie ma aż takich tłumów 🙂
Na takiej plaży można by siedzieć, siedzieć i siedzieć 🙂 Zazdroszczę podróży!
Pozdrawiam
Odpowiem to, co zwykle w takiej sytuacji: nie zazdrościć, tylko samemu jechać 🙂
jeśli jest miejsce, wskakuję do teleportera z Tobą!
Też bym nie pogardziła, choć dopiero wróciłam do domu.
Witaj, napisz proszę jakie +/- są ceny za nocleg? Kiedy ty byłaś? czy w czerwcu może być problem ze znalezieniem na miejscu noclegów? w miarę wybór? daleko jest z coral na long beach? i czy do KL lepiej lecieć z Kota Bharu czy autobusem? z góry dziękuję i pozdrawiam.
Hej! Byłam tam w marcu, czerwiec to chyba już pora wakacyjna w Malezji. Ja płacilam 4 lata temu ok. 50-60 zł za noc w pokoju z wiatrakiem z widokiem na morze. Z coral na long szło się jakieś 20-30 min. Ja z Perhentianów jechałam busem do Singapuru, nie wiem więc jak z busami do KL. Jakbyś miała jeszcze jakieś pytania, to dawaj znać 🙂