Australia, Przemyślenia

PIĄTY MIESIĄC W PODRÓŻY – PODSUMOWANIE.

Piąty miesiąc to piewszy australijski road trip, wypady w okolice Sydney i przypadkowe odnalezienie pracy marzeń. Chodźcie zobaczyć jak wyglądał mój Styczeń!

Pierwszy road trip

Dokładnie pierwszego stycznia wyruszyłam w pierwszy australijski road trip z prawdziwego zdarzenia. Pojechałam do Parku Narodowego Murramarang, gdzie na urokliwej Pebble Beach miałam okazję po raz pierwszy zobaczyć kangury w ich naturalnym środowisku oraz przecudny zachód słońca. Idealne rozpoczęcie nowego roku! Później skierowaliśmy się na północ do słynnego Jervis Bay, znanego jako jedna z piękniejszych plaż w Nowej Południowej Walii. Niestety pogoda nie do końca sprzyjała i było pochmurno, wobec czego nie było mi dane zobaczyć tamtejszego słynnego lazuru wody w pełnej krasie. Ten wyjazd tylko rozbudził mój apetyt na kolejne wojaże po regionie i…

Plaża Murrays w Jervis Bay

Poznawanie Sydney i okolic

… dlatego właśnie w wolnych chwilach eksplorowałam okolice Sydney. Największe miasto Australii z prawie każdej strony jest otoczone parkami narodowymi (ba, są takie, które znajdują się w obrębie miasta!), a ja w styczniu miałam okazję wybrać się do dwóch z nich: do Royal National Park i w Góry Błękitne. W pierwszym z nich po  relaksowałam się w naturalnych basenach pośrodku bujnego lasu, a w drugim dzięki całodniowemu trekkingowi podziwiałam piękne wodospady i formacje górskie.

Będąc w samym mieście też spędzałam aktywnie czas. Miałam okazję zobaczyć mecz Agnieszki Radwańskiej podczas jednego z najgorętszych wieczorów w historii Sydney, czy odwiedzić wyspę Cockatoo na której kiedyś znajdowało się więzienie, a później stocznia marynarki wojennej.

Widok na wodospady Wentworth w Górach Błękitnych

Przypadkowa praca marzeń

W styczniu pracowałam naprawdę ciężko. Mój rekord to 47 godzin w knajpie, choć w przeciągu następnych tygodni potrafiłam też imać się dorywczych prac, a koniec końców zupełnie przypadkiem… zaczęłam zarabiać na tym, co uwielbiam. Już wcześniej wiedziałam, że knajpa, w której pracuję, będzie zamknięta przez miesiąc z powodu zmiany wystroju i menu. Właścicielka zaczęła mi opowiadać o zmianach, które chciałaby wprowadzić, między innymi o tym, że planuje na paru ścianach umieścić obrazy.

– Kamila przecież maluje, pokazała mi ostatnio jakieś swoje dzieła – odparł nasz indonezyjski szef kuchni i tak od słowa do słowa wyszło, że nowe obrazy dla knajpy namaluję… ja. Wymyśliłam koncepcję, pokazałam właścicielce szkice i… zaczęłam tworzyć moje dzieła na dużych płótnach (150×150 cm). Żeby nie było, nie robiłam tego charytatywnie, moja wycena czterech obrazów została zaakceptowana i w taki sposób po raz pierwszy w życiu zarobiłam konkretne pieniądze na malowaniu. Jeśli ktoś jakiś czas temu powiedziałby mi, że w Australii będę zarabiać na obrazach, to popukałabym się w czoło, a tu taka piękna niespodzianka!

Australia Day

Australijczycy obchodzą swoje narodowe święto 26 stycznia, czyli w dniu, który jest rocznicą przybicia angielskich jednostek do Port Jackson, obecnie na terenie Sydney. Dzień ten jest obchodzony zgoła inaczej, niż nasz 11 listopada. Australijczycy chodzą ubrani od stóp do głów w swoje narodowe barwy, spotykają się ze znajomymi w domach czy na plażach na grilla, a steki podlewają pokaźnymi ilościami alkoholu. Z drugiej strony data tego święta jest nieco niefortunna, a Aborygeni bez ogródek nazywają go Invasion Day i burzą się, jak można świętować Dzień Australii akurat w rocznicę tego wydarzenia.

Australia Day u znajomych

Ja 26 stycznia spędziłam dwojako. Byłam na aborygeńskiej manifestacji, gdzie rdzenni mieszkańcy nie raz w mocno niewybrednych słowach głosili, co myślą o świętowaniu tego dnia i jak czują się będąc na marginesie społeczeństwa australijskiego. Później jednak pojechałam do moich polsko-australijskich przyjaciół na typowe australijskie barbie z ogromną ilością mięsa i alkoholu. Miałam więc idealną okazję zobaczyć i doświadczyć dwa krańcowe aspekty Australia Day.

aborygeński chłopiec na manifestacji Invasion Day

W styczniu 2017 po raz pierwszy:

  • pojechałam na road tripa z prawdziwego zdarzenia
  • widziałam kangura w naturalnym środowisku
  • spałam na dziko w Australii
  • widziałam mecz Radwańskiej na żywo
  • dostałam zamówienie na namalowanie obrazów
  • poszłam na australijską manifestację
  • zjadłam typowego australijskiego burgera (dopiero po dwóch miesiącach? shame on me!)

Co Was najbardziej zaskoczyło podczas kolejnego miesiąca mojej podróży? A może coś Wam się szczególnie spodobało? Co myślicie o obrazach, które namalowałam? Dajcie znać w komentarzach!

Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądały wcześniejsze miesiące mojej podróży dookoła świata, to zajrzyjcie do postów opisujących pierwszy, drugi, trzeci i czwarty miesiąc w drodze!

Przepiękny zachód słońca w Parku Narodowym Murramarang

You Might Also Like

1 Comment

  • Reply nalewoodcentrum 07/02/2017 at 20:11

    Naprawdę uwielbiam tę historię o pracy marzeń! Podróże uczą mnie, że to co jest tylko mrzonką w naszej pięknej szarej Warszawie, nagle okazuje się tak proste na końcu świata. Bardzo fajna kreska!

  • Leave a Reply