Prawie rok temu stworzyłam wpis opisujący podróżniczy 2014 rok. Początkowo nie miałam planów stworzenia podróżniczego podsumowania odchodzącego roku (przecież wszyscy to robią, nuuuda!), ale, jak to ja, zmieniłam zdanie. Z poniższego wpisu dowiecie się, co działo się w moim 2015 roku, zarówno pod kątem podróżniczym, jak i bardziej prywatnym i dlaczego już teraz wiem, że 2016 rok będzie wyjątkowy.
Nowy Rok zaczął się, jak zazwyczaj, od zaszycia się pod pierzynką i niewychodzenia spod niej aż do ujrzenia pierwszych krokusów. Dlaczego? Nigdy nie byłam fanką zimy, a tym bardziej sportów zimowych, więc zapadanie w sen zimowy jest dla mnie naturalną koleją rzeczy. Przez cały styczeń i luty ani razu nie wyjechałam poza Warszawę, w międzyczasie pisząc pracę dyplomową i prowadząc prace nad tym blogiem (to właśnie w lutym przeniosłam się na własną domenę) i świętując jego pierwsze urodziny. Z drugiej strony, odbywałam, inne, niechciane podróże.
Pierwszy większy wyjazd w 2015 roku miał miejsce w marcu, kiedy po raz pierwszy udałam się na Wyspy Kanaryjskie, a konkretnie na Fuerteventurę i Lanzarote. Nigdy mnie tam specjalnie nie ciągnęło, miałam w głowie Kanary z niemieckimi emerytami i rzędem hoteli all inclusive. Po tygodniu na miejscu moje wrażenia były zupełnie inne i zdecydowanie pozytywne, a różnorodność obydwu wysp ciągle przywoływała mi w głowie inne odwiedzone już przeze mnie miejsca.
Kwiecień to nieprzespane godziny nad nowym projektem w pracy, przeprowadzka do warszawskiego Śródmieścia, do cudownej, przedwojennej kamienicy i mieszkania, które ma trzy metry wysokości. To też pierwszy raz w życiu, kiedy z premedytacją zamieszkałam zupełnie sama. To też inny, wspaniały pierwszy raz: Pierwsze Ogólnopolskie Spotkanie Blogerów Podróżniczych w Cieszynie, to też pierwszy raz, kiedy odwiedziłam to niepozorne, przygraniczne miasteczko… Dlaczego dopiero teraz? – zadawałam sobie to pytanie. Cieszyńska moderna mnie urzekła, a energia płynąca od innych podróżniczo obłąkanych sprawiła, że nawet w poniedziałek po cieszyńskim weekendzie udałam się do pracy z wielkim bananem na twarzy.
Maj to kolejny intensywny miesiąc w pracy, który moja firma niejako wynagrodziła mi spędzeniem kilku dni w Madrycie – najpierw na biznesowych spotkaniach w naszej hiszpańskiej siedzibie, później idealnym weekendem i spotkaniem z dawno niewidzianą kumpelą z czasów studiów. Poza tym… dobre tapas zawsze w cenie!
Czerwiec był wyjątkowo wyjazdowym miesiącem – w podróży spędziłam aż 18 dni w trzech różnych krajach. Zaczęło się od czerwcówki w Kopenhadze. To była moja pierwsza wizyta w skandynawskim kraju, ale już wiem, że nie ostatnia! Potrzebowałam kilku dobrych lat, by po fascynacji południem Europy dostrzec piękno północy. Wiem, że do Skandynawii jeszcze wrócę i raczej na pewno już w 2016 roku!
Kilka dni później tradycyjnie udałam się na europejskie południe, bez którego nie wyobrażam sobie żadnego roku. Najpierw nieplanowana krótka wizyta w Barcelonie i polsko-katalońskie wesele przyjaciół, później powrót do mojej ukochanej Lizbony na chwilę, a następnie realizacja jednego z podróżniczych marzeń i przelot na największą azorską wyspę Sao Miguel, gdzie niestety doświadczyłam jednego z gorszych momentów w moim podróżowaniu w ogóle.
Początek lipca to kilka dni w szpitalu zakaźnym, gdzie starałam się dojść do siebie i dociec, czym był ten feralny azorski wirus, który nie chciał się ode mnie odczepić. Wakacje, jak to u mnie tradycyjnie, spędzałam głównie w Warszawie, bo to dla mnie idealny miesiąc, by jeszcze lepiej poznawać moje rodzinne miasto. Wyrwałam się jedynie na chwilę do Wrocławia, by tam na zaproszenie Koraliny i Bartka z TropiMy Przygody spędzić tropikalny (temperatury sięgały 37 stopni!) weekend z innymi blogerami podróżniczymi. Sierpień był pod tym względem podobny – wyskoczyłam jedynie na weekend do Sopotu i Gdańska, gdzie mogłam napatrzeć się na parawany po wsze czasy. Brak wyjazdów nie był jednak spowodowany jedynie faktem, że w uwielbiam lato w mieście. Stan zdrowia mojego taty pogarszał się z dnia na dzień, a ja przeżywałam związane z tym faktem załamanie nerwowe – po latach walki, wzlotów i upadków w jego chorobie miałam już tego wszystkiego dosyć, a temat psychicznie mnie przerastał. Z jednej strony wiedziałam, że nie zostało mu za wiele czasu i że chcę spędzić z nim jak najwięcej chwil, a z drugiej strony nie miałam ani siły ani ochoty ruszać się poza obręb własnego łóżka.
Na wrzesień zaplanowałam odwiedzenie kolejnego kraju na moim podróżniczym szlaku, czyli Rumunii, jednak już na kilka dni przed wyjazdem wiedziałam, że będę musiała go odwołać. Tata odszedł od nas, a ja bez wahania zdecydowałam się spędzić cały miesiąc z mamą. Pierwszą moją myślą było: zabiorę ją do Portugalii! W końcu mieliśmy tam jechać jeszcze we trójkę na wiosnę, tata jednak zdrowotnie był za słaby, by opuścić łóżko. Nie musiałam długo mamy przekonywać – już kilka dni później siedziałyśmy na pokładzie samolotu do stolicy Portugalii. To była szczególna wizyta: pierwszy raz z mamą w podróży, pierwszy raz bez imprez, bez znajomych (bo chciałam poświęcić całą uwagę tylko mamie) i po raz pierwszy robienie za przewodniko – tłumacza. I wiecie co? Było smutnawo, ale też świetnie – nie pamiętam kiedy spędziłyśmy razem tyle czasu! – i chciałabym to jeszcze powtórzyć. Są już pewne plany na ten rok 🙂
Październik to moment, kiedy wróciłam do pracy na pełnych obrotach po prawie miesięcznej przerwie, jednocześnie nie planowałam żadnych wyjazdów, a tu nagle okazało się, że spędziłam w podróży aż 12 dni! Na sam początek powtórka z rozrywki, czyli Cieszyn bis, gdzie było równie genialnie, a być może ciut lepiej jak w kwietniu. Chwilę później już byłam w drodze do Białegostoku na prelekcję podczas Festiwalu Podróżniczego „Ciekawi Świata”, a chwilę później znowu byłam w Barcelonie i po 13 latach wróciłam do Walencji. Na sam koniec miesiąca spędziłam dwa intensywne dni na targach branżowych w Poznaniu.
W listopadzie chciałam sobie odpocząć, by nabrać sił przed planowanym grudniowym urlopem, ale praca już na początku miesiąca mi to uniemożliwiła. Znowy wpadłam na chwilę do Wrocławia (gdzie miałam okazję pożegnać się z TropiMy Przygody przez ich niekończącą się podróżą poślubną), a stamtąd biznes zagonił mnie aż do Kotliny Kłodzkiej. Chwilę później kupiłam bilety lotnicze i już wiedziałam, że pod koniec miesiąca będę wracać do Azji Południowo-Wschodniej. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam – jeszcze 30 listopada postawiłam stopę na lotnisku w Bangkoku.
Ale Tajlandia wcale nie była moim wakacyjnym kierunkiem. Stamtąd dzień później ruszyłam do Birmy na ponad dwa tygodnie. Dwa tygodnie ze świetnymi ludźmi, podziwianiem pięknych i interesujących miejsc, a w międzyczasie realizacja moich marzeń, o których Wam już wspominałam – spędzenie urodzin na plaży z drinkiem w ręku i zobaczenie wschodu słońca w Bagan. Dzień po powrocie do Polski znowu jechałam w trasę, tym razem na firmowe spotkanie wigilijne mojej firmy niedaleko Zalewu Zegrzyńskiego. Miesiąc skończyłam nie tak smutną (jak mogłaby być ze względu na okoliczności) Wigilią sam na sam z Mamą (ok, później też z Kevinem:), a na deser spędziłam świetnego sylwestra w blogerskim towarzystwie.
Jak widzicie, 2015 rok nie był dla mnie najszczęśliwszy, nie raz miałam wrażenie, że ciąży nade mną jakieś fatum i w sferze osobistej nic mi się nie udaje. Śmierć taty paradoksalnie pomogła mi się pozbierać i zacząć budować świat wokół mnie na nowo. W moim życiu pojawiło się wiele ważnych osób (głównie blogerów – jesteście świetni!), inni przyszli z powrotem po kilku latach rozluźnionych więzów (M. – to o Tobie :), a jeszcze inni pokazali w końcu swoją prawdziwą twarz i przez to chociażby jedna z moich ponaddziesięcioletnich przyjaźni się skończyła. Czy żałuję? Nie, cieszę się bardzo, że mam obok siebie najbliższe grono osób, na których mogę zawsze liczyć.
CO MNIE ZASKOCZYŁO?
Robiąc to podsumowanie sama się zdziwiłam. Mimo, że 2015 rok nie był dla mnie rokiem wybitnie podróżniczym, to byłam w podróży o 5 dni więcej, niż w 2014 roku! To nie jedyne zaskoczenie. Największe to chyba dwukrotny pobyt w Barcelonie – mieście, za którym delikatnie mówiąc nie przepadam. Gdyby nie wesele kumpla i sprawy służbowe, to w życiu byście mnie tam nie zobaczyli. Nie spodziewałam się też, że aż dwa razy pojawię się w moim ukochanym mieście – Lizbonie.
PLANY NA 2016 ROK
Nowy Rok zaczyna się dla mnie od zmian – co prawda nie zmieniam pracodawcy, ale zmieniam stanowisko i branżę: od teraz będę zajmować się marketingiem i contentem, czyli dokładnie tym, w czym chciałabym się rozwijać. Inne duże zmiany też planuję, ale na razie nie chcę nic więcej zdradzać, aby nie zapeszyć. Jednocześnie chciałam zapewnić Was, że podróżniczo dużo się będzie działo u mnie! Zamierzam wreszcie odwiedzić Rumunię i udać się na Kaukaz, tradycyjnie udać się na kilka dni do Lizbony (a może i na Maderę!), a rok zakończyć w Australii podczas road tripa z przyjaciółmi. Poza tym na pewno chcę znowu wyjechać gdzieś z mamą, a gdzie to tylko zależy od niej samej!
Smutny 2015 zostawiam za sobą, a z nadzieją patrzę w 2016!
Jak oceniacie swój 2015 rok? Jakie macie plany na 2016? Chętnie poczytam o Waszych wrażeniach w komentarzach! Będzie mi miło, jak też zostawicie lajka poniżej 🙂
29 komentarzy
ten sylwester to chyba do historii przejdzie, a tak niepozornie miało być 😛
oj tak! aż boję się pomyśleć, jak będą wyglądać nasze spotkania w tym roku 😉
niech w połowie będzie tak fajnie jak w sylwestra i będę zadowolona 😀
wystarczy, że podaruję Paweł moje futro, to tak, będzie na pewno 😀
bardzo ciekawe podsumowanie, podoba mi się Twoje podejście do życia. do Gruzji się wybierasz, czy gdzie indziej? pytam bo też o tym myślę. jeśli chodzi o plany na 2016 to przeżywam etap zblazowania i jakoś żadnych biletów nie chce mi się bukować ;-P Btw – w sumie o Maderze też myślę 😉 pozdrawiam!
myślałam zarówno o Gruzji, jak i o Armenii i Azerbejdżanie, a co z tego wyjdzie, to się okaże 🙂 co do Madery, to klimat na pewno lepszy, niż na Azorach, więc spodobałoby Ci się chyba 😀
Kami Everywhere i góry lepsze 😉
zależy jak dla kogo Kasia 😉 ja zdecydowanie wolę morze!
Moja droga Kami!:) jakos to tak czasem jest, ze od zlych/przykrych wydarZeń coś się na lepsze zmieniać zaczyna 🙂 trzymaj się ciepło i oby do zobaczenia szybiej niż na kolejnym Cieszynie. 🙂
Oj tak, ja jestem przekonana, że ten rok będzie lepszy pod praktycznie każdym względem 🙂 a kolejny wyjazd mam nadzieję do Poznania! Jesteśmy w taczu 🙂
Oby 2016 był lepszy niż poprzedni pod każdym względem 😉 Szczęśliwego! I zdrowia przede wszystkim!
Nie wyobrażam sobie, by mógł być gorszy! 😉 dzięki wielkie za życzenia, Tobie tego samego i do zobaczenia gdzieś na podróżniczych szlakach (niekoniecznie tylko w Cieszynie 😉
A ja życzę Ci, żebyś częściej zaglądała do Cieszyna (nie tylko na blogierskie zjazdy;)). Wszystkiego dobrego w Nowym roku Kamila! 🙂
Dzięki Karo! Do Cieszyna zawsze będę chętnie wracać! Dobrego roku również dla Ciebie 🙂
Gruzja????? Armenia ??????
Tak! Jak dobrze pójdzie, to będę tam jeszcze w pierwszej połowie roku 🙂
Wielu ciekawych podróży w 2016
Dzięki i nawzajem! 🙂
Zakonczenie roku w Australii bardzo mi sie podoba 😀
A mi jeszcze bardziej! Nie mogę się doczekać, kiedy znowu się spotkamy 🙂
Wow patrząc na to, co podróżniczo działo się w 2015 – jestem pod wrażeniem! 🙂 Z odwiedzonych przez Ciebie kierunków najbardziej kuszą mnie Azory, chociaż nie ukrywam, że w 2016 także pierwszy raz chciałabym odwiedzić Lizbonę i (jeśli czas pozwoli) to wybrać się także na Maderę 🙂 Już zazdroszczę planów na końcówkę tego roku – Australia to jedno z moich podróżniczych marzeń!
Mi Madera też chodzi po głowie – chociażby na kilka dni jakoś w marcu, jak u nas jest jeszcze szaro, buro i ponuro… a jakbyś potrzebowała porady odnośnie organizacji wyjazdu do Portugalii to służę pomocą 🙂
Ja pozostawiam 2015 bez komentarza, bo był anty-podróżniczy choć bardziej pisarski niż zakładałam (miałam na to czas:), a że staram się nie planować, to zobaczymy jak wyjdzie. Niestety mój partner podróżniczy unika samolotów (!), więc podróżując tylko lądem możliwości są ograniczone.. głównie kilometrowo.
Lądem też można dotrzeć w fajne miejsca! Polecam szczególnie moje kochane Bałkany, z naciskiem na Bośnię i Kosowo 🙂 ja mam teraz miesiąc raczej niewyjazdowy i podobnie jak Ty siedzę i piszę… z mojego doświadczenia wynika, że lepiej nie planować, życie pisze dla nas fajne scenariusze 🙂
Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, mam nadzieję, że przyszły rok przyniesie dużo więcej pozytywnych wrażeń, szczególnie podoba mi się Twoja idea wyruszenia na Kaukaz, sami zresztą planujemy wybrać się w te rejony. Powodzenia!
Za nielubienie Barcelony połowa Polski zapewne Cię rozstrzela, a to tylko dlatego, że druga połowa nie wie, gdzie ta Barcelona jest i czy jest smaczna 😉
Birma… tak, Birma zawsze jest ok i jak widzę fala turystów się wlała i wylałą i ucywilizowała, może pora pomyśleć o powrocie tam? Bo miałbym chęć przejechać się pociągiem, Hsipaw czeka no i Złota skała. Znajomi odwiedzający ten kraj zawsze mi przypominają, że mam tam troszkę do nadrobienia 😉
No i wszystkiego podróżniczego w 2016 🙂
Jak na nie-podróżnyczy rok wygląda imponująco! Zazdroszczę pracy, która pozwala Ci na tak częste wyjazdy 🙂 Rozumiem, że króluje urlop bezpłatny? Kurka też bym tak kiedyś chciała… póki co trzeba było zupełnie rzucić robotę, żeby móc podróżować.
Z innej beczki – marzy mi (nam) się Birma, ale słyszymy, że coraz bardziej turystyczna, ludzie piszą/mówią, żeby spieszyć się z odwiedzinami… jakie jest Twoje zdanie?
Wszystkiego najlepszego w 2016!
Hej Agata, fajnie, że wpadłaś 🙂 Może Cię zdziwię, ale ja pracuję na etacie i podróżuję tylko i wyłącznie w ramach 26dniowego urlopu 🙂 chcieć to móc, jak mówią… Co do samej Birmy to prawda – jest coraz bardziej turystyczna, coraz więcej osób tam jeździ, ale wystarczy nieco zboczyć z utartego, turystycznego szlaku, by dalej spotkać mega sympatycznych ludzi, polecam!
Dla Was też wszystkiego naj w tym roku!
Rumunia polecam miasto Brasov,Braszow jest wyjatkowo piekny i czysty. Rumunia w przekonaniu wielu jest niebezpieczna co jest mitem,obecnie to prawdziwie Europejski kraj gdzie Bulgaria moze jedynie w swym zacofaniu pozazdroscic rozwoju. Mitem sa rowniez Romowie w Rumunii,obecnie jest ich jak na lekarstwo,po wejsciu do Unii Europejskiej masowo wyemigrowali z Rumunii,jedynie w sierpniu miesiacu urlopow miesiacu Europejsko-poludniowych urlopow powracaja calymi tabunami.Ceny typowo Polskie,waluta nieznacznie nizsza od zlotego,bank przelicza 1:1,ale wedliny… Miod. Jeszcze bez ulepszaczy.Na osiedla domow romskich polecam jedynie za dnia i rozmowe ze starszymi mieszkancami,dzieci po zaprzyjaznieniu zaczna rzucac kamieniami:-) Dzieci nalezy traktowac ostro,a czasem kopnac w zadek aby czuly respekt,inaczej umarliscie w butach,za to dorosli bardzo mili i uprzejmi,Polacy z uprzejmoscia,nawet u Romow rumunskich przegrywaja w przedbiegach… Dlugo by pisac,a czas drzemke zaczac przemierzajac swiat… W podrozy 245 dni w roku…