Nie ukrywam, bałam się tych świąt. Po raz pierwszy poza domem, po raz pierwszy gdzieś na końcu świata, po raz pierwszy bez rodziny obok. Co robić, jak żyć? Zrobić tak, by moje Święta w Australii były jednymi z najlepszych świąt w życiu!
Australijska świąteczna gorączka
W 2016 roku grudzień w Sydney i okolicach był gorący. Wprost proporcjonalnie do rosnących temperatur pojawiało się coraz więcej świątecznych ozdób na mieście. Piętrzące się wysoko w błękitne niebo choinki czy gęsto przystrojone światełkami ulice miasta kontrastowały z upałami i wszechobecnymi palmami. Mieszkańcy miasta chodzili w czapkach Mikołaja oraz szortach i japonkach, a osiedlowy chiński sklep z mydłem i powidłem wypełnił się po brzegi różnorakimi świątecznymi bibelotami. Abstrakcyjności całej sytuacji dodawał fakt, że wiele domów na australijskich przedmieściach, których w tym czasie obserwowałam mnóstwo (większość grudnia pracowałam w terenie) była kiczowato przystrojona różnorakimi świątecznymi gadżetami. Prym wiodły dmuchane Mikołaje, renifery w czerwonych czapkach czy lampki na przydomowych palmach.
Mimo tego, że w naszej jakże zimniejszej Polsce od lat nie widziałam śniegu na święta, to cała idea świąt w gorącym klimacie była dla mnie dosyć ciężka do przyjęcia. To były moje pierwsze w życiu Święta poza domem. Z każdym kolejnym usłyszanym „Last Christmas” moja tęsknota wzrastała. Koniec końców postanowiłam połączyć najlepsze polskie i australijskie tradycje świąteczne i spędzić najlepsze święta swojego życia. Czy mi się to udało?
Dmuchane Mikołaje to australijski klasyk
Typowy dom na sydnejskich przedmieściach
Wigilia po polsku
Nie ominęło mnie jednak świętowanie Wigilii zgodnie z typową polską tradycją. Razem z Zosią i Darkiem z bloga Przedeptane zrobiliśmy sobie małą Wigilię mieszając moje warszawskie i ich cieszyńskie smaki. Chociaż znalezienie maku było niezłym wyzwaniem (a o masie makowej mogłam tylko pomarzyć), to uważam, że wyszło nam całkiem zacnie. Nie spinaliśmy się jednak na odtworzenie kropka w kropkę naszych polskich świąt, bo nie widzieliśmy w tym sensu. Nie było więc kolędowania, a rockowa playlista z jutuba, a Wigilia nietypowo zaczęła się w samo południe, gdyż później wieczorem szłam do pracy. Po rozdaniu sobie symbolicznych prezentów i obowiązkowej fotce z wiatrakiem robiącym za choinkę, poczułam, że gdzieś nieco zabiłam tęsknotę za domem. Byłam gotowa na spędzanie kolejnych dni świąt w australijskim stylu, tym bardziej, że 25 grudnia Australijczycy dopiero się świątecznie rozkręcają.
Nasz wigilijny stół
Nawet opłatek mieliśmy!
Nasza polska wigilijna ekipa
Jak Australijczycy obchodzą święta?
Dla Australijczyka święta zaczynają się 25 grudnia z rana, kiedy rozpakowuje się prezenty, które Mikołaj (którego sanie ciągną kangury) przynosi w nocy. Najważniejszym momentem jest rodzinny lunch, kiedy na stół wjeżdża tradycyjny indyk czy owoce morza, a na deser słynna Pavlova. Wiele rodzin rezygnuje jednak z siedzenia w domu i na rodzinny lunch wybiera się do parku czy w okolice plaż, których w Sydney jest ponad setka.
Ja tego dnia wybrałam się na spacer ze Spit do Manly, który wiedzie pięknym brzegiem Zatoki Sydnejskiej, gdzie po drodze można zejść na niepozorne małe plaże. Po drodze trasa wiedzie przez jeden rozległy park, gdzie 25 grudnia świętowało mnóstwo rodzin. Nie było wielogodzinnego froterowania podłóg, mycia okien, trzydniowego gotowania i pieczenia. Wystarczyło trochę kiełbasek i krewetek, grill i winko. Czy nie tak powinny wyglądać święta, bez spinki, bez niepotrzebnej pracy, za to spędzane z najbliższymi i w pięknych okolicznościach przyrody?
Trasa z Manly do Spit Czy nie tak powinny wyglądać święta?
Święta w Australii: słońce, czapka Mikołaja i przenośna lodówka
Sydney – Hobart: więcej niż regaty
26 grudnia Sydnejczycy spędzają na jeden z trzech sposobów – albo na wyprzedażach, które tego dnia się rozpoczynają albo na plaży albo podziwiając rozpoczęcie słynnych regat Sydney – Hobart. Od kilku lat nie znoszę robienia zakupów (a centrów handlowych szczerze nienawidzę), więc ogromne wyprzedażowe przeceny nie robią na mnie żadnego wrażenia. Za to nie odmówiłam sobie zobaczenia wyjątkowego momentu rozpoczęcia regat Sydney – Hobart. Drugiego dnia świąt razem z tłumem innych Sydnejczyków i turystów w niecierpliwości czekałam w okolicach latarni Hornby, czyli w miejscu, gdzie rzeka Parramatta uchodzi do morza, na pojawienie się pierwszych jachtów. Szczęśliwcy mogli podziwiać start z poziomu wody – więcej motorówek widuje się w zatoce chyba tylko w Sylwestra. Mimo, że nigdy nie byłam wielką fanką żeglarstwa, to łajby sunące niespokojnie po wzburzonych falach totalnie mnie porwały. Podziwianie tego spektaklu zdecydowanie było warte przeciskania się przez tłumy.
Po tym, kiedy jachty zniknęły gdzieś na oceanie, udaliśmy się na jedną z pobliskich plaż. Camp Cove to uroczy mały pasek piasku schowany w jednym z zagłębień zatoki, skąd w oddali rozpościera się panorama wieżowców centrum Sydney. I tak przesiadując w cieniu, popijając schłodzone białe wino w plastikowych kieliszkach aż do magicznego zachodu słońca, spędziłam drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Cóż mi pozostaje powiedzieć – moje australijskie święta były naprawdę zacne!
Czy to nie jest fantastyczny widok? Wypłynięcie jachtów z zatoki na pełne morze Święta na plaży Camp Cove
Co myślisz świętach w Australii? Podobają Ci się bardziej, niż nasza polska tradycja?
Spędziłeś kiedyś Święta Bożego Narodzenia poza Polską? Jakie są Twoje wrażenia?
Chcesz przeczytać więcej o Australii?
Przeczytaj przewodnik po najciekawszych miejscach w Sydney!
Dowiedz się jacy są Australijczycy moim okiem.
Zobacz najbardziej odjechane stacje benzynowe w australijskim Outbacku!
9 komentarzy
Swieta za granica to czesto anyswieta w tradycyjnym rozumieniu, kiedy nie robimy nic, odpoczywamy, jedynym atrybutem swiatecznym jest czesto czapka mikolaja lub swiatelka na palmie. Mysle sobie, ze o ile mamy przy sobie bliskich, to moze to sa idealne swieta. Bez spiny. Na luzie. Po prostu bycie ze soba.
Fajnie, że miałaś okazję spędzić te święta z rodakami. Od razu widać na stole, że sporo pracy włożyliście w przygotowania. Wszystkiego najlepszego w nowym roku. Oby tęsknota za domem nie zabrały radości z Australii 🙂
Haha najlepsze to sanie Mikołaja ciągnięte przez kangury 😀
Dla mnie Święta są jednak czasem typowo poświęconych rodzinie i akurat Boże Narodzenie w 100% spędzam z nimi. Za to często wyjeżdżam na Wielkanoc bo tych akurat świąt to ja w ogóle nie czuję…
Świetna sprawa! W 100% udało się Wam połączyć tradycję z nowoczesnością i wziąć co najlepsze z obydwu. Na co dzień mieszkam z dala od rodziny, dlatego traktuję święta jako możliwość spędzenia tego czasu właśnie z najbliższymi, ale bez spiny. 😉
Uwielbiam Twojego bloga, a ta Australia to po prostu marzenie❤❤❤ buziaki i szczęśliwego Nowego Roku?
Mam ochotę właśnie na takie święta – gdzieś poza PL, po prostu, żeby było inaczej. Ale moim zdaniem lepiej zrobić coś w tym stylu na Wielkanoc (którą dużo mniej lubię)
Najważniejsze z kim, a nie gdzie 🙂
Bardzo podoba mi się ten blog. Jestem pod wrażeniem.
Byłam w Australii 3 razy (4 raz powstrzymała mnie pandemia…) i mam nadzieję, że będę tam wracać, bo kocham ten kraj. Pierwszy raz byliśmy w grudniu 2017 roku, na ślubie córki, w Sydney. Polsko – brytyjsko – włoskie Święta i Sylwester z widokiem na TEN most to moje najpiękniejsze wspomnienia w życiu 🙂 Warto jeździć po świecie, warto poznawać inne kultury, świat jest piękny 🙂